Wojciech Lenk, były komendant komisariatu policji w Kamieńsku, a obecnie prezes RKS-u, znów stanie przed radomszczańskim sądem.
Wojciech Lenk został zatrzymany na lotnisku Okęcie w lipcu 2002 roku, po powrocie z wakacji. Wszystkie media huczały wtedy od informacji o tym, że stał on na czele wielkiej grupy przestępczej działającej w centralnej Polsce, która miała zajmować się haraczami, wymuszeniami, handlem bronią i narkotykami, kradzieżami luksusowych aut, prostytucją...
Sprawą zajmowała się Prokuratura Apelacyjna w Krakowie. Wojciech Lenk przesiedział w areszcie ponad rok. Po wyjściu na wolność zapowiadał, że ujawni różne dokumenty, które pokażą, kto tak naprawdę jest winny. Jak do tej pory jednak tego nie zrobił. Tymczasem prokuratura skierowała do Sądu Rejonowego akt oskarżenia przeciw niemu.
Z tych wielkich przestępstw, które media przypisywały "Księciu", bo taki miał nosić pseudonim Wojciech Lenk, zostało tylko kilka zarzutów dotyczących przekroczenia uprawnień, utrudniania postępowań karnych oraz przyjmowania korzyści majątkowych, czyli łapówek w zamian za załatwienie prowadzonych w Kamieńsku spraw.
Oskarżenie oparto na zeznaniach Michała S., znanego w Radomsku przestępcy. Dysponował on taśmami magnetofonowymi, na których to nagrane są rozmowy ówczesnego komendanta z "Komandosem" (pseudonim Michała S.). Wojciech Lenk domagał się od niego łapówki w zamian za umorzenie spraw, w których podejrzanym był "Komandos".
Podczas pierwszych rozpraw Wojciech Lenk zarzucił prokuraturze, że taśmy nie zostały poddane ekspertyzie fonograficznej. Sąd zdecydował więc, że akta wrócą do Prokuratury Apelacyjnej w celu uzupełnienia dowodów.
Prokuratorzy przeprowadzili żądane ekspertyzy i 29 sierpnia znów skierowali akt oskarżenia do sądu w Radomsku. Na ławie oskarżonych zasiądą Michał S. i Arnold S., którym prokuratura zarzuca wręczenie korzyści majątkowej, oraz Wojciech Lenk, któremu w siedmiu punktach zarzuca się przekroczenie uprawnień, utrudnianie postępowań karnych oraz przyjmowanie korzyści majątkowych. Obecnemu prezesowi Radomszczańskiego Klubu Sportowego grozi do pięciu lat pozbawienia wolności. Krakowscy prokuratorzy twierdzą, że w latach 1996-97, 2000, 2001 i 2002 przyjmował łapówki w wysokości od 1.000 do 5.000 zł oraz łapówki w postaci alkoholu w zamian za zaniechanie pewnych czynności śledczych, a nawet umorzenie niektórych postępowań.
artykuł z "Radomszczańskiej"
widać tamta sprawa nie zakończyła się, ciekawe jak się dalej potoczy
edit popiol : nie , na tym zdjeciu nie bylo naszego prezesa
