RKS Radomsko

Forum kibiców
Obecny czas: Sobota, 27 Kwi 2024, 08:33

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina




Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 186 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1 ... 15, 16, 17, 18, 19
Autor Wiadomość
 Temat postu:
PostWysłany: Niedziela, 14 Sty 2007, 13:09 
Offline
Master of Typer 2003
Awatar użytkownika

Rejestracja: Niedziela, 25 Sie 2002, 20:01
Posty: 240
Miejscowość: Radomsko
***********************************************************
SEZON 2001/2002
***********************************************************

Niespodzianki nie było
RKS Fameg - Pogoń Szczecin 0:3 (0:1)
0:1 19. min Podbrożny
0:2 50. min Dymkowski
0:3 90. min Podbrożny
RKS Fameg: Borkowski - Nowak, Prokop, G. Lewandowski (59 Dopierała) - Joźwiak, Leszczyński, Trzeciak (52 Myśliński), Kalita, Dziuba (77 Pluta) - Kowalczyk, Jelonkowski. Trener - P. Mandrysz.
Pogoń: Szypowski - Skrzypek, Węgrzyn, Stolarczyk, Bednarz (90 Walburg) - Dźwigała, Djokowic, Biliński, Dubiela, Kaczorowski (42 Dymkowski), (71 Kosmalski) - Podbrożny. Trener - M. Kuras.
Żółte kartki: Nowak (RKS), Bednarz, Dubiela (Pogoń).
Czerwona - Nowak (RKS) w 69. min za drugą żółtą.
Sędziował Marcin Borski z Warszawy.
Widzów - 4,5 tys.

Zainteresowanie pierwszym w historii Radomska meczem pierwszoligowym było ogromne. Na stadion w niedzielne popołudnie przybyły całe rodziny, a także kibice z okolicznych miejscowości. Wszyscy wierzyli, że beniaminek jest w stanie podjąć równorzędną walkę z rutynowanym przeciwnikiem i sprawić niespodziankę, chociażby remisując z wicemistrzem Polski. Organizacyjnie radomszczanie spisali się bardzo dobrze i nawet potworna ulewa, która przeszła w sobotę nad Radomskiem, zalewając płytę boiska, nie przeszkodziła w rozegraniu inauguracyjnego spotkania. Działacze klubu na czele z prezesem Dąbrowskim, administracja oraz kibice w niedzielę od wczesnych godzin rannych usuwali skutki ulewy, dzięki czemu boisko było zdolne do gry. Gorzej zaprezentowali się radomszczanie od strony sportowej, ulegając gładko i wysoko wicemistrzom Polski.
Początek spotkania był bardzo wyrównany, goście grali jedynym napastnikiem, doświadczonym Podbrożnym, którego dobrze wspierała środkowa linia portowców, dzięki czemu goście szybko przechodzili z obrony do ataku i rzeczywiście zagrożenie dla bramki Borkowskiego ze strony napastnika Pogoni było olbrzymie. Przy stanie 0:0 gospodarze wypracowali sobie doskonałą okazję do strzelenia gola, ale strzał Jelonkowskiego w polu karnym w ostatniej chwili zablokował Węgrzyn, ratując swój zespół przed utratą bramki. Kontra Pogoni była natychmiastowa i w 19. minucie Jerzy Podbrożny ograł obrońców RKS i, lobując wybiegającego z bramki Borkowskiego, zdobył pierwszą bramkę. W 29. minucie arbiter nie zauważył zagrania ręką w polu karnym Skrzypka i gospodarze stracili szansę na wyrównanie. - "Jedenastka" należała się gospodarzom - zgodnie stwierdzili komentatorzy telewizji Canal +, relacjonujący to spotkanie na żywo.
Image
Po przerwie portowcy zaatakowali dwójką napastników i na efekty nie trzeba było czekać długo, bo już w 50. minucie dośrodkowanie Jacka Bednarza wykorzystał Robert Dymkowski, strzelając drugą bramkę przy zawahaniu Borkowskiego. Arbiter nie pomylił się w 90. minucie, kiedy za zagranie w polu karnym ręką przez Macieja Stolarczyka podyktował rzut karny dla gospodarzy. Sygnalizowany strzał i dobitkę Mirosława Kality obronił Szypowski. Załamanie w zespole gospodarzy natychmiast wykorzystał Podbrożny, który strzelił trzecią bramkę, ustalając wynik meczu. Wcześniej boisko opuścił Marcin Nowak, który ujrzał drugą żółtą, a w konsekwencji - czerwoną kartkę.
Image
Lekcja portowców, wprawdzie aktualnych wicemistrzów Polski, była sroga. Goście wygrali zasłużenie i na dobrą sprawę zwycięstwo mogło być wyższe, bo wypracowali sobie więcej klarownych sytuacji do zdobycia gola. Środkowa linia Pogoni, która w tym dniu była zdecydowanie lepsza od tej formacji RKS, była kluczem do zwycięstwa. Sporo ożywienia w środkowej strefie boiska wniósł wprowadzony do gry w 59. minucie Rafał Dopierała i nawet był bliski strzelenia kontaktowej bramki, ale futbolówka po jego strzale minimalnie minęła światło bramki. Miejmy nadzieję, że piłkarze RKS tą porażką zapłacili frycowe w pierwszej lidze i w następnych spotkaniach zaprezentują się znacznie lepiej.
Jerzy Strzembosz
Image

Po meczu z Pogonią powiedzieli...

Mariusz Kuras trener Pogoni Szczecin:
- Chciałbym na początku pogratulować Radomsku awansu do ekstraklasy. Uważam, że takiemu miastu, zespołowi i stadionowi należy się to. Jeżeli chodzi o mecz, to jestem zadowolony z postawy całej drużyny. Piłkarze powalczyli, pograli. Jechaliśmy na teren dla nas nieznany. Obawialiśmy się kilku zawodników, z którymi miałem przyjemność grać. Wszyscy moi podopieczni stanęli na wysokości zadania. Mimo że na początku ten mecz był wyrównany, to bramka Jurka Podbrożnego ostudziła apetyty gospodarzy i w tym momencie grało się nam troszeczkę łatwiej. Cieszę się z wygranej podobnie jak wszyscy moi podopieczni, choć nie graliśmy dzisiaj w pełnym składzie.
Piotr Mandrysz trener RKS Fameg:
- Z pewnością nie tak wyobrażałem sobie inaugurację rozgrywek I ligi w Radomsku. Zdawaliśmy sobie sprawę, że przyjeżdża do nas wicemistrz Polski. W dalszym ciągu jest to bardzo silny zespół, co pokazał podczas dzisiejszego spotkania. Uważam, że Pogoń wygrała zasłużenie, aczkolwiek zbyt wysoko. Kluczowym momentem spotkania była pierwsza bramka. Następnie szybko stracony gol spowodował, że zawodnicy stracili wiarę w możliwość odrobienia strat bramkowych. Czarę goryczy dopełniła druga żółta, a w konsekwencji czerwona kartka dla Marcina Nowaka. Pomimo to zespół starał się zdobyć honorowego gola. Niestety, dzisiaj wszystko sprzysięgło się przeciwko nam, nie udało nam się nawet wykorzystać rzutu karnego. W konsekwencji straciliśmy trzecią bramkę. Przegraliśmy inauguracyjny mecz 0:3, wysoko, ale przypominam sobie taką sytuację w 1992 roku, gdy byłem piłkarzem Pogoni Szczecin. Na inaugurację Pogoń jako beniaminek spotkała się z Ruchem Chorzów i też przegrała 0:3. Wydawało się, że będzie ciężko. Faktycznie było ciężko, ale rozkręciliśmy się i w konsekwencji na zakończenie sezonu zajęliśmy siódme miejsce. Nie mówię, że będzie tak teraz. Natomiast prawda jest taka, że zapłaciliśmy dzisiaj frycowe.
Jeśli chodzi o Tomka Borkowskiego, to o dziwo, praktycznie przez całe spotkanie nie miał pracy, z wyjątkiem dwóch takich momentów, co czasami wpływa dekoncentrująco na zawodnika występującego na tej pozycji. Z pewnością w przypadku trzeciej bramki źle ocenił lot piłki i niepotrzebnie wyszedł. W konsekwencji straciliśmy gola. Z pewnością to nie zdecydowało o porażce naszego zespołu, aczkolwiek nad tym elementem trzeba będzie dalej pracować.
Jacek Bednarz piłkarz Pogoni Szczecin, 5-krotny reprezentant Polski:
- Myślę, że spotkanie było niezłe. Niestety, w naszym wykonaniu dużo lepsze niż w wykonaniu Famegu. Czasem tak bywa, że trzeba zapłacić frycowe i myślę, że drużyna gospodarzy takie frycowe zapłaciła. Gospodarze nie grali źle, ale w tych decydujących momentach dopuścili do strzelenia tych trzech bramek. Myślę, że nasze zwycięstwo jest zasłużone. Życzę drużynie RKS Fameg pomyślności. Znając trenera Mandrysza, jestem pewien, że efekty jego pracy będzie widać i Fameg będzie grał o wiele lepiej niż dzisiaj. Jestem przekonany, że skoro jest taki dobry klimat dla piłki w Radomsku, to dobrze, żeby drużyna z tego miasta była w ekstraklasie.
Bogdan Jóźwiak piłkarz RKS Radomsko:
- Spodziewałem się, że będzie nas czekać trudne spotkanie. Do Radomska przyjechać miał przecież wicemistrz Polski Pogoń Szczecin w bardzo mocnym składzie. Nie liczyłem, że przegramy tak gładko 0:3. Uważam, że przegraliśmy zasłużenie, ale nie w takim wymiarze. Pogoń grała bardzo dobrze z kontry. W drugiej połowie nie mieliśmy nic do stracenia, odkryliśmy się. Graliśmy w dziesiątkę, bo Marcin Nowak dostał czerwoną kartkę i Pogoń pokazała, że jest faktycznie wicemistrzem Polski.

Bez gola i zwycięstwa
RKS Fameg - Groclin Grodzisk Wielkopolski 0:1 (0:1)
0:1 36. min Rasiak
RKS Fameg: Borkowski - Julcimar, Prokop, Myśliński - Leszczyński, Dziuba (64 Jóźwiak), Dopierała, Trzeciak (73 Markiewicz), Jelonkowski (82 Pluta) - Folc, Kowalczyk. Trener - P. Mandrysz.
Groclin: Robakiewicz - Kozioł, Nocoń, Stokowiec - Pawlusiński (86 Witkowski), Paszulewicz, Kacprzak (13 Nuckowski), Majda, Piegzik - Lamptey (64 Araszkiewicz), Rasiak. Trener - E. Lorens.
Żółte kartki: Dopierała, Julcimar (RKS) i Pawlusiński, Piegzik, Kozioł, Paszulewicz, Nuckowski, Nocoń (Groclin).
Czerwona - Dopierała (druga żółta) - 64. minuta.
Sędziował - P. Święs z Katowic.
Widzów 3000.

RKS w dotychczasowych występach pierwszoligowych przegrał na inaugurację z wicemistrzem Polski Pogonią Szczecin i zremisował spotkanie wyjazdowe w Olsztynie ze Stomilem.
Gorsze nastroje przed meczem w Radomsku panowały w obozie gości, którzy dotychczas zanotowali dwie porażki i trener Lorens czuł ogromne ciśnienie, bo w przypadku porażki jego dalszy pobyt w Grodzisku Wlkp. stał pod znakiem zapytania. W minionym tygodniu do zespołu RKS nikt nie doszedł, a ubył Mirosław Kalita, któremu skończył się kontrakt w Radomsku.
Image
RKS rozegrał zdecydowanie lepsze spotkanie niż w poprzednich dwóch meczach i jego pierwsze akcje nie wróżyły porażki, a nawet napawały optymizmem. W pierwszych dwudziestu minutach gospodarze wypracowali sobie trzy sytuacje do zdobycia bramki, z których chociaż jedną powinni zamienić na gola. Tak się jednak nie stało, ponieważ żaden z napastników nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności i zaryzykować strzał na bramkę, kiedy była ku temu okazja. To właśnie główny mankament napastników RKS, wynikający z braku doświadczenia na pierwszoligowych boiskach. Niewykorzystane sytuacje strzeleckie w piłce mszczą się okrutnie. Jak się okazało, by zdobyć gola i wygrać mecz, wystarczy jeden strzał w światło bramki i w sytuacji poprzedzającej nie do końca celne podanie piłki przez partnera. W 36. minucie Jacek Paszulewicz zagrał piłkę głową do Lampteya, który nie sięgnął futbolówki, ale ta trafiła do Grzegorza Rasiaka, który bez namysłu strzelił z woleja na bramkę Tomasza Borkowskiego. Ten nieco spóźnił się z interwencją i piłka dosłownie wturlała się do siatki. Bramkarz RKS przed utratą gola był mało skoncentrowany i nie śledził z pewnością akcji gości. Minutę później mógł być remis, ale strzał Mirosława Myślińskiego był minimalnie niecelny. RKS nie rezygnował z osiągnięcia korzystnego rezultatu, ale narażał się na groźne kontry gości.
Image
Po wznowieniu gry w drugiej połowie nad stadionem zebrały się ciemne chmury, a potężna ulewa spowodowała, że arbiter przerwał mecz. Spotkanie wznowiono po półgodzinnej przerwie. RKS dążył do wyrównania, ale w 64. minucie poniósł kolejną stratę. Rafał Dopierała sfaulował przeciwnika i chyba zbyt pochopnie arbiter pokazał pomocnikowi RKS drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę. Już drugi raz przyszło radomszczanom grać przez sporą część meczu w dziesiątkę. Podobny los spotkał w meczu z Pogonią Marcina Nowaka. Gospodarze nie rezygnowali i atakowali bramkę Groclinu. Ataki do końcowego gwizdka i wola zwycięstwa - to trochę mało, by odnieść zwycięstwo w pierwszej lidze. Goście wykazali więcej boiskowego cwaniactwa i odnieśli cenne zwycięstwo.
Jerzy Strzembosz
Image

Po meczu z Groclinem powiedzieli...
Zygmunt J. Kawka kierownik sekcji piłki nożnej RKS Fameg:
- Start RKS Fameg w I lidze był taki, jaki wszyscy widzieli. Spodziewaliśmy się zdobycia większej liczby punktów, niestety na koncie mamy tylko jeden. Drużyna w II lidze przyzwyczaiła kibiców do zdobywania punktów i bramek. Jeszcze kilka lat temu nikt w Radomsku nawet nie myślał o tym, że będziemy tutaj gościć kluby pierwszoligowe. Teraz kibice mają możliwość oglądania najlepszych klubów w Polsce, a na ostatni mecz z Groclinem przyszło ich już o wiele mniej niż na spotkanie inauguracyjne. Dlatego też chciałem zaapelować do kibiców, aby się nie załamywali. Do końca rozgrywek pozostało jeszcze aż 25 spotkań. Tak więc wszystko jest jeszcze możliwe. Jestem przekonany, że już w najbliższych meczach przerwiemy tę fatalną passę i zaczniemy zdobywać zarówno bramki, jak i punkty.

Edward Lorenc trener gości:
- Był to bardzo ważny mecz dla obu drużyn. My nie mieliśmy na koncie żadnego punktu, drużyna Piotrka miała 1 punkt, a więc nie za bogato. Dlatego też było dużo nerwowości i niecelności w grze. Myślę, że dla niektórych piłkarzy ta odpowiedzialność i stres, jak na ich odporność, są za wysokie. W związku z tym nie potrafią pokazać tego, co na pewno potrafią. Sądzę, że po tej ulewie, w ciężkich warunkach, kibice mogli oglądać niezłe widowisko. Stworzyliśmy kilka sytuacji, RKS Fameg również. Uważam, że mieliśmy więcej szczęścia, a w końcówce chyba i niefart, bo taką sytuację, którą miał Jarosław Araszkiewicz, to tacy piłkarze muszą wykorzystywać. Zdobyliśmy ważne punkty. Myślę, że w grze będzie więcej spokoju i przede wszystkim ruszymy do przodu. Jeśli chodzi o Jacka Kacprzaka, to trenował on z nami, był w pełni sił i bardzo na niego liczyłem, ale zabolała go niedawno wyleczona noga i się wystraszył. Nie chciałem ryzykować zdrowia zawodnika, żeby trzymać go na siłę na boisku.

Piotr Mandrysz trener gospodarzy:
- Z pewnością liczyliśmy dzisiaj na zdobycze punktowe, chociaż przed spotkaniem zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że Groclin Dyskobolia jest zespołem zdeterminowanym, który źle wystartował, a aspiracje ma zdecydowanie większe od naszych. Uważam, że dzisiaj rozegraliśmy najlepsze spotkanie z wszystkich do tej pory rozegranych. W myśl zasady: nie dasz - dostaniesz, tak się stało. Do przerwy mieliśmy niezłe sytuacje do zdobycia bramki. Przeciwnik oddał 1 strzał w światło bramki, zresztą strzał przedniej marki, i stało się. Druga połowa jest kopią, jeśli chodzi o wydarzenia na boisku, meczu z Pogonią Szczecin. Znowu tracimy zawodnika i musimy grać w osłabieniu. Rzeczywiście, dwukrotnie lub trzykrotnie piłkarze Groclinu wychodzili z groźnymi kontratakami, ale takie jest ryzyko, gdy się przegrywa i gra się w 10. Myślę, że dzisiejszej gry nie musimy się wstydzić, aczkolwiek to żadna pociecha, skoro nie zdobywa się punktów. Mam nadzieję, że w następnych spotkaniach szczęście się do nas uśmiechnie i zaczniemy wreszcie zdobywać punkty. Jeśli chodzi o wpuszczoną przez Borkowskiego bramkę, to trudno jest mi ją ocenić. Jeszcze nie widziałem nagrania z meczu. Dopiero wówczas ją ocenię. Natomiast uważam, że żadna późniejsza interwencja naszego bramkarza nie była zła. Mam w pamięci sytuację, gdy graliśmy jesienią z Ceramiką Opoczno. Wygraliśmy 2:0, a tuż przed zejściem na przerwę Mirek Kalita strzałem z 30 metrów, w taki sam sposób, pokonał Bodzia Wyparłę, który reprezentował barwy Ceramiki. Zdaję więc sobie sprawę z tego, jaki trudny był to strzał, gdy piłka metr przed bramkarzem kozłowała. Czasami piłka siada na trawie albo na nierówności, przeskakuje nad rękami. Dlatego nie chciałbym się wypowiadać zbyt szybko.

Jacek Kacprzak piłkarz Groclinu:
- Mecz jak mecz, może nie stał na najwyższym poziomie, ale jesteśmy w takiej sytuacji, że nie stać nas na piękną grę. Bardzo ważne są punkty. Po dwóch porażkach przyjechaliśmy tutaj wygrać za wszelką cenę. Strzeliliśmy bramkę i cofnęliśmy się, licząc na kontrataki. Tak więc Radomsko biło głową w mur. Ponadto grę ułatwiło nam to, że graliśmy z przewagą jednego zawodnika.

Jacek Trzeciak piłkarz RKS Fameg:
- Moim zdaniem, rozegraliśmy dzisiaj lepsze spotkanie niż do tej pory. Zawodnicy Groclinu w pierwszej połowie oddali jeden strzał w światło bramki i zdobyli gola. Później goście cofnęli się do obrony i zmusili nas do ataku pozycyjnego. Nie poradziliśmy sobie z tym. Mimo tego mieliśmy kilka sytuacji, których - niestety - nie udało się wykorzystać.

Piotr Stokowiec piłkarz Groclinu:
- Myślę, że spotkanie nie stało na wysokim poziomie. Zarówno nam, jak i piłkarzom z Radomska zależało na zdobyczy punktowej i chęć zdobycia punktów determinowała obraz gry. Ponadto w trakcie meczu nad miastem przeszła duża ulewa, boisko było bardzo śliskie, dlatego też nie była to jakaś finezyjna gra, tylko taka ligowa twarda walka o punkty i stąd tyle kartek. Myślę, że teraz z punktami na koncie będzie nam się lepiej grało. Na pewno Radomsko, zresztą tak jak każdy zespół, ma dużo do poprawienia. Taki niefortunny początek sezonu dla RKS Fameg nie jest jeszcze powodem do załamywania się. Myślę, że jeszcze można wszystko poprawić i nie tracić głupich bramek. Dzisiaj ładnego gola zdobył Grzegorz Rasiak. Wszystko jest do uratowania. Nie ma co spuszczać głowy. Dzisiaj pokazaliśmy, że nawet nie grając rewelacyjnie, można wygrać. Można wygrać wszędzie, nawet na wyjeździe. Dlatego też trzeba walczyć i radziłbym zawodnikom z Radomska podnieść głowy wysoko. RKS Fameg zrobił kawał dobrej roboty, że awansował do ekstraklasy. Nie można się tak łatwo poddawać i odpuścić.
Notował Dariusz Kempski

Rozmowa z wiceprezesem RKS Fameg ds. piłki nożnej Tadeuszem Dąbrowskim
Punkty najważniejsze

Jak ocenia Pan start RKS Fameg w I lidze?
- Start wypadł dobrze. Uważam, że piąte miejsce (od red. - rozmowa przeprowadzona przed meczem z Groclinem Grodzisk Wlk.) zajmowane po drugiej kolejce przez absolutnego beniaminka, przed takimi zespołami, jak Legia Warszawa i Groclin Dyskobolia Grodzisk Wlk., dobrze świadczy o klubie. Wprawdzie zdobyliśmy tylko 1 punkt w Olsztynie w niezbyt imponującym stylu, ale dla mnie najważniejszym celem jest utrzymanie RKS Fameg w ekstraklasie. Nieważne, jaki styl będziemy prezentować, ważne, abyśmy zdobywali punkty.
Pierwsze mecze pokazały, że niezbędne są uzupełnienia składu. Czy w najbliższym czasie dojdzie do zespołu ktoś nowy?
- Klubu nie stać na spektakularne transfery. Nie chcemy brać przykładu z innych pierwszoligowców, którym odcinano prąd czy wodę. W klubie wszystkie opłaty prowadzone są na bieżąco i tak zostanie. Jeśli będzie nas stać na pozyskanie nowych piłkarzy, to być może w Radomsku pojawią się nowi zawodnicy.
Celem nadrzędnym jest utrzymanie klubu w I lidze. W związku z tym rozgrywki pucharowe potraktujemy ulgowo?
- We wszystkich meczach, również pucharowych, gramy na pełny gwizdek, ale na murawie muszą się pojawiać również dublerzy. Optymalnie traktuję Puchar Ligi, w którym będziemy się starali przejść Polar Wrocław i Ruch Chorzów. Postaramy się awansować przynajmniej do ćwierćfinału, ale faktycznie najważniejszym celem jest utrzymanie I ligi w Radomsku.
Rozmawiał Dariusz Kempski

Co sądzą o reformie ekstraklasy?

Trener Piotr Mandrysz:
- Jeśli chodzi o naszych kibiców, to z pewnością nie jest to dla nich najlepsza wiadomość, że nie będą mogli zobaczyć wszystkich zespołów występujących w I lidze. Obojętnie, w której grupie się znajdziemy, w mistrzowskiej czy w spadkowej, to czterech zespołów, tych, z którymi się po prostu miniemy, kibice i tak nie zobaczą. Na pewno chcieliby, z tej racji, że po raz pierwszy jest w Radomsku I liga, móc porównać nasze umiejętności i grę z grą wszystkich zespołów. No cóż, nie będą mieli takiej okazji. Na pewno będzie żal, gdy nie zobaczą np. aktualnego mistrza Polski czy zdobywcy Pucharu Polski. Myślę tutaj o piłkarzach Wisły Kraków i Polonii Warszawa. Jeśli natomiast chodzi o zespół, to podział na dwie grupy jest na pewno jakimś novum w historii polskiej i nawet europejskiej piłki. Czy reforma przyniesie efekt, o jakim reformatorzy myśleli, to będzie można powiedzieć dopiero po zakończeniu sezonu. Natomiast dla zespołów słabszych, a my w tej chwili na pewno takim jesteśmy, jest to większa szansa na utrzymanie się w ekstraklasie. W przypadku gorszego startu szanse na utrzymanie będą większe niż przed reformą. Fakt podziału punktów po pierwszej rundzie na połowę powoduje, że dystans nawet między tym piątym zespołem, który będzie dalej z nami grał, a ósmym będzie o połowę mniejszy. Jest to więc na pewno jakiś handicap. Tutaj szukamy szansy dla siebie. Pierwszy rok w I lidze dla beniaminka jest zawsze bardzo trudny, a tym bardziej dla takiego nowicjusza w każdym calu, mimo że w naszych szeregach jest wielu piłkarzy, którzy tę pierwszoligową przeszłość mieli, ale już od kilku lat na szczeblu ekstraklasy nie grali. To było widać w dwóch pierwszych spotkaniach.

Mirosław Kalita:
- Ta reforma ma swoje plusy i minusy. Minusem jest to, że radomszczańscy kibice nie zobaczą wszystkich drużyn, z którymi występować będą w I lidze, a my jako piłkarze nie będziemy mogli skonfrontować swoich umiejętności ze wszystkimi zespołami ani jesienią, ani na wiosnę. Plusem na pewno jest to, że w każdym spotkaniu trzeba będzie walczyć o pełną pulę, aby w rundzie jesiennej zdobyć jak najwięcej punktów i załapać się do tej pierwszej czwórki. A jeśli tych punktów będzie na tyle mało, że będziemy musieli grać w drugiej ósemce walczącej o utrzymanie, to przy odebraniu tej połowy punktów, mieć ich mimo wszystko jak najwięcej.

Bogdan Jóźwiak:
- Uważam, że poprzedni system był lepszy. Każdy zespół grał z każdym, a tak - z kilkoma drużynami możemy się nie spotkać, choć gramy przecież w tej samej ekstraklasie. Według mnie, liga była ciekawsza przed reformą. Piłkarze są od grania, my o zmianach nie decydujemy. Zobaczymy, jak będzie za pół roku.

Andrzej Kretek:
- Jestem przeciwny takim eksperymentom z tego względu, że na całym świecie nie ma takich systemów. W takich krajach jak Anglia, Niemcy, Hiszpania też różne są mecze i tam nie robią takiej reformy. A poza tym, dla takiego autentycznego beniaminka, jakim my jesteśmy, brak meczów z Widzewem Łódź czy Wisłą Kraków to obniżenie atrakcyjności, szczególnie dla kibiców. W końcu tyle lat ludzie czekali w Radomsku na I ligę i dojdzie do tego, że na pewno z 4 zespołami się nie spotkamy. Osobiście poczekałbym i przygotowałbym lepiej tę reformę.

Radosław Kowalczyk:
- Dopiero zaczęły się rozgrywki i dopiero po pierwszej rundzie będzie wiadomo, czy to było dobre posunięcie, czy też nie. Kibice liczyli na mecz derbowy z Widzewem Łódź i nie wiadomo, czy do niego dojdzie. Jedna z drużyn może awansować do grupy mistrzowskiej, a druga do spadkowej. Z tego względu reforma nie jest zbyt udana. Zobaczymy, jak będzie dalej.

Bogusław Wyparło:
- Trudno coś więcej powiedzieć na temat tej reformy, gdyż dopiero rozpoczęły się rozgrywki. Widać, że jest większe zaangażowanie w grze. Myślę jednak, że dużej różnicy między tamtymi rozgrywkami a tą zreformowaną ligą nie będzie. Tak więc zespoły w dalszym ciągu będą grały, tak jak grały. W związku z tym większego sensu takich reform nie widzę.
Dariusz Kempski

Rozmowa z trenerem RKS Fameg Piotrem Mandryszem
Potrzebne są wzmocnienia

Czy RKS Fameg dobrze wykorzystał okres przygotowawczy?
- W tym roku okres przygotowawczy był wyjątkowo krótki. Poprzedni sezon mieliśmy bardzo napięty i wyczerpujący, przygotowania rozpoczęliśmy więc na 3 tygodnie przed inauguracją ekstraklasy. Tak więc w tym okresie musieliśmy zrobić to, co normalnie powinno się zrobić w 4 tygodnie. Myślę, że przepracowaliśmy ten okres solidnie. Byliśmy na 10-dniowym zgrupowaniu w Kuźni Raciborskiej. Wróciliśmy z niego trochę później niż inne zespoły, ale było to związane z gruntownym remontem naszego boiska. W Kuźni były bardzo dobre warunki, odpowiednia baza treningowa. Uważam, że mieliśmy silnych sparingpartnerów. Tak więc można powiedzieć, że zrealizowaliśmy to, co założyliśmy.
Zapewne wyobrażał Pan sobie inny start do rozgrywek I ligi?
- Z pewnością liczyłem, że z Pogonią Szczecin nawiążemy wyrównaną walkę. Życie pokazało, iż w tej chwili nie było nas na to stać. Ten zespół gra w składzie trochę zmienionym w stosunku do poprzedniego sezonu. Uważam, że większość piłkarzy, szczególnie tych decydujących o obliczu drużyny, zagrała poniżej swoich możliwości. Natomiast jeśli chodzi o spotkanie w Olsztynie, to pojechaliśmy tam z konkretnym celem zdobycia 1 punktu. Cel ten udało się zrealizować, a środki, jakich do tego użyliśmy, są nieistotne. Ważne jest, że Stomil z nami nie wygrał. Można więc powiedzieć, że grając na wyjeździe z zespołem o zbliżonych do nas umiejętnościach, nie zostaliśmy w stosunku do niego w blokach. Z pewnością liczyłem również na zdobycze punktowe w meczu z Groclinem, choć zdawałem sobie sprawę z tego, że zespół ten wystartował jeszcze gorzej od nas, a aspiracje ma zdecydowanie większe od RKS. Uważam, że z tym zespołem rozegraliśmy najlepsze spotkanie ze wszystkich do tej pory rozegranych w I lidze, aczkolwiek to żadna pociecha, skoro nie zdobywa się punktów. Mam nadzieję, że w następnym spotkaniu szczęście się do nas uśmiechnie i zaczniemy wreszcie zdobywać punkty.
Mecz z Pogonią wykazał, że drużynie potrzebna jest "świeża krew". Czy mógłby Pan krótko przedstawić nowych zawodników?
- Pierwszy mecz pokazał, że potrzebne są uzupełnienia kadry, żeby nie powiedzieć wzmocnienia. Przed sezonem chcieliśmy pozyskać dwóch obrońców kryjących. W tej chwili można powiedzieć, że będziemy ich mieli. Jeśli do gry zostanie potwierdzony Grzegorz Wódkiewicz, to będzie to kontrkandydat dla Darka Lewandowskiego z lewej strony, który - jak wiemy - w ostatnim sparingu przed rozgrywkami doznał dość bolesnej kontuzji. Na pewno to również pokrzyżowało mi plany, jeśli chodzi o ustawienie bloku obronnego w pierwszym spotkaniu. Natomiast Julcimar jest piłkarzem, który może zagrać, w przypadku słabszej formy Prokopa, na stoperze bądź jako obrońca kryjący, a w przypadku ustawienia czwórką w obronie - po prawej stronie. Natomiast przyjście Bogusia Wyparły powoduje, że rywalizacja o ten sweter z "numerem 1" na pewno się zaostrzy. To powinno przynieść korzyść obu bramkarzom, jak i całemu zespołowi.
Przed sezonem pozyskaliśmy również Trzeciaka i Markiewicza. Co Pan sądzi o tych piłkarzach?
- Jacek Trzeciak i Jacek Markiewicz zostali ściągnięci, aby zapełnić lukę po mojej osobie. Z pewnością są to zawodnicy o określonych umiejętnościach piłkarskich. Obydwaj są ciekawymi piłkarzami. Prezentują jednak inny styl gry niż ja. Trzeciak jest bardzo szybki, z piłką i bez piłki. To takie typowe "żywe srebro", wszędzie go pełno na boisku. Mam nadzieję, że wkomponuje się w nasz zespół i będzie walczyć o grę w każdym spotkaniu od 1. minuty. Markiewicz jest bardzo utalentowany, ale jednak grał dopiero w III lidze i brakuje mu trochę obycia na centralnym szczeblu rozgrywek. Myślę, że jest to materiał na dobrej klasy rozgrywającego i ma duże szanse, aby wskoczyć do podstawowego składu.
Został Pan zgłoszony do rozgrywek również jako zawodnik. Czy to znaczy, że zobaczymy Pana na boisku?
- Faktycznie, zostałem przez klub zgłoszony do rozgrywek. Jednak po rozmowach przeprowadzonych w trakcie rundy wiosennej i po zakończeniu poprzedniego sezonu, doszliśmy z prezesem Dąbrowskim do wniosku, że byłoby lepiej, gdybym kierował poczynaniami zespołu z ławki rezerwowych. Jak to się przekłada na grę zespołu, trudno mi stwierdzić. Nie chciałbym się sam oceniać. Mam nadzieję, że gra drużyny poprawi się na tyle, że nie będę zmuszony podejmować intensywnego treningu w celu przygotowania się i ewentualnych występów.
Największa gwiazda zespołu, Grzegorz Lewandowski, w meczu z Pogonią po 59. minutach został zmieniony, a dwa dni później odszedł z klubu. Dlaczego tak się stało?
- Grzesiek Lewandowski stwierdził, że ze względów osobistych musi wrócić do Krakowa i chciałby rozwiązać kontrakt. A wobec tego, że już zimą był u nas w okresie przygotowawczym, by później z powodzeniem grać w Zagłębiu Lubin, i wówczas nie robiliśmy mu trudności z odejściem, tym razem też odszedł. Jeżeli tylko była taka wola piłkarza, to być może dla zespołu lepiej, że tak się stało.
Moim zdaniem, kibice w meczu z Pogonią nie dopingowali tak, jak to jest na innych stadionach. Wielu opuściło stadion na kilka minut przed ostatnim gwizdkiem. A jak to wyglądało w Pańskich oczach?
- Muszę powiedzieć, że ja mam inne odczucia. Kibice naprawdę starali się dopingować zespół. Uważam, że zachowywali się bardzo kulturalnie. Myślę, że cieszą się z możliwości oglądania w tym sezonie zespołów pierwszoligowych. Na pewno większość z nich mogła się czuć zawiedziona wynikiem, bo jednak dostaliśmy srogie baty. W końcówce spotkania część z nich wyszła przy stanie 0:2, bo zdała sobie sprawę z faktu, że w tym dniu nie jesteśmy już w stanie nic z siebie wykrzesać. Mam nadzieję, że to absolutnie nie zniechęci ich do przychodzenia na stadion. Wiadomo, że rola beniaminka jest zawsze bardzo trudna. Klub nasz musiał poprawić wiele rzeczy, jeśli chodzi o obiekt. W tej krótkiej przerwie między rozgrywkami działacze byli zaprzątnięci właściwie tylko tym, aby stadion odpowiadał standardom pierwszoligowym. Myślę, że w tej chwili mamy naprawdę ładny i funkcjonalny obiekt, szatnie, dobrą płytę boiska. Należy się z tego cieszyć. Mam też nadzieję, że piłkarze powoli przestaną płacić frycowe za grę w I lidze, zaczną zdobywać bramki i będzie z tego większa korzyść i satysfakcja zarówno dla kierownictwa klubu, jak i dla kibiców.
Jakie są, według Pana, szanse na utrzymanie w I lidze?
- po trzech kolejkach jeszcze za wcześnie o tym mówić. Uważam, że o szansach na utrzymanie możemy mówić po rundzie jesiennej. Gdy zagramy 14 spotkań, będziemy znali skład grup - mistrzowskiej i spadkowej. Dopiero wtedy zrobimy gruntowną analizę sił swoich i rywali w walce o utrzymanie. Wówczas trzeba będzie poczynić konkretne kroki, aby po dobrze przeprowadzonych przygotowaniach zimowych, wiosną skutecznie powalczyć. Wiadomo, że w rundzie jesiennej rozegramy dwa spotkania na konto rozgrywek wiosennych. Myślę, że te dwa pierwsze mecze rewanżowej rundy w nowych grupach i jednocześnie dwa ostatnie spotkania w tym roku będą bardzo ważne.
W Pucharze Ligi wylosowaliśmy Polar Wrocław, a po ewentualnym uporaniu się z tym zespołem - Ruch Chorzów. Losowanie było więc chyba szczęśliwe?
- Myślę, że rozgrywki Pucharu Ligi w tym sezonie schodzą na plan dalszy, tak samo jak Pucharu Polski. Oczywiście, będziemy w nich grali, ale w tych spotkaniach muszą też dostać szansę grania dublerzy, żeby mogli potwierdzać swoją dyspozycję - czy to dobrą, czy słabszą. Ale sprawą główną, najbardziej istotną, są rozgrywki mistrzowskie i chęć utrzymania się w I lidze. Tak więc nie przeceniałbym ani nie umniejszałbym rangi rozgrywek pucharowych, niemniej dla mnie jako trenera najważniejsza jest liga.
Rozmawiał Dariusz Kempski

Gazeta Radomszczńska 2001

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Poniedziałek, 19 Lut 2007, 20:58 
Offline
Master of Typer 2003
Awatar użytkownika

Rejestracja: Niedziela, 25 Sie 2002, 20:01
Posty: 240
Miejscowość: Radomsko
Pierwsze zwycięstwo radomszczan
RKS Fameg - Ruch Chorzów 1:0 (1:0)
1:0 30. min Andrzej Dziuba
RKS Fameg: Wyparło - Myśliński (82 Nowak), Prokop, Julcimar, Wódkiewicz - Kowalczyk (74 Jóźwiak), Leszczyński, Trzeciak (79 Dopierała), Kalita - Dziuba, Folc. Trener - P. Mandrysz.
n Ruch: Matuszek - Jamróz (46 Grzelak), Wleciałowski (46 Górawski), Jikija - Fornalik, Paluch, Surma, Duda (46 Madej), Górski - Śrutwa, Bizacki. Trener - B. Pietrzak.
Żółte kartki: Trzeciak (RKS), Wleciałowski i Jamróz (Ruch).
Sędziował - Z. Marczyk z Piły.
Widzów - 3,5 tys.

Pierwsze, historyczne zwycięstwo w ekstraklasie odnieśli piłkarze RKS Fameg nad utytułowanym i jednym z najstarszych pierwszoligowców Ruchem Chorzów. Poczesne miejsce w historii Radomszczańskiego Klubu Sportowego zapewnił sobie strzelec pierwszej w ekstraklasie bramki dla RKS Andrzej Dziuba, który celne trafienie zadedykował 5-miesięcznemu synkowi Kacprowi.
Image
W przekroju całego spotkania szczęśliwy strzelec gola nie wykazał się najwyższą formą sportową, ale jego bardziej doświadczeni i utytułowani koledzy z boiska, a szczególnie z drużyny Ruchu, niczym nie zachwycili. Chorzowianie próbowali nawet po zakończeniu spotkania umniejszyć sukces radomszczan. Czynił tak uważany za gwiazdę piłkarską Mariusz Śrutwa, krytykując publicznie sposób prowadzenia zawodów przez arbitra z Piły. Piłkarz nie zauważył przy tym swojej indolencji strzeleckiej, a nad tym elementem piłkarskiej sztuki powinien się szczególnie skoncentrować, bo przy takiej dyspozycji może być tylko w głębokiej rezerwie. Warto odnotować, że Mariusz Śrutwa nie był ani jeden raz faulowany przez obrońców RKS, a skuteczne i czyste interwencje Julcimara oraz Myślińskiego wyeliminowały napastnika z gry. Ze stwierdzeniem Śrutwy, że Ruch nie mógł grać skutecznie, trzeba się w pełni zgodzić.
Piłkarze RKS po przykrych doświadczeniach z poprzednich spotkań rozpoczęli defensywnie ustawieni, licząc się z dużą siłą ognia chorzowskiego Ruchu. Taka taktyka gry trenera Mandrysza okazała się skuteczna. Dobra gra obronna całego zespołu i kontry RKS okazały się wystarczające do pokonania Ruchu, który na dobrą sprawę tylko jeden raz, w 14. minucie, zagroził debiutującemu w bramce RKS Wyparle, który w całym spotkaniu okazał spokój, duże doświadczenie i rozwagę. Właśnie w 14. minucie prawą stroną przedarł się Sławomir Paluch, który zagrał w pole karne, gdzie najwyżej wyskoczył Julcimar. Wybita przez niego piłka trafiła do Piotra Dudy, który bardzo silnie strzelił, ale piłkę pewnie obronił śledzący całą akcję Wyparło. Gospodarze kilkakrotnie zagrozili bramce Matuszka, wyprowadzając groźne kontry w 27. minucie, kiedy z prawej strony dośrodkował piłkę w pole karne Kowalczyk, ale Dziuba nie trafił w futbolówkę. Trzy minuty później przed linią szesnastu metrów obrońca Ruchu sfaulował Marcina Folca i arbiter podyktował rzut wolny bezpośredni. Do ustawionej piłki podszedł Andrzej Dziuba, który bardzo lekkim, ale tuż przy słupku strzałem zdobył historyczną bramkę dla RKS. Zawodnikiem, który podskoczył w murze był antybohater spotkania Mariusz Śrutwa. Radość piłkarzy RKS i kibiców była ogromna. Jeszcze w 32. minucie Trzeciak strzelił w boczną siatkę bramki Ruchu, a w 41. minucie Radosław Kowalczyk, będąc w doskonałej pozycji do strzelenia gola, bał się chyba odpowiedzialności i zamiast strzelać na bramkę podał piłkę obrońcy. Kowalczyk miał znacznie więcej nieudanych zagrań i chyba najwyższy czas, żeby się psychicznie odblokował.
Po zmianie stron radomszczanie skutecznie strzegli dostępu do własnej bramki, długo rozgrywali piłkę w środku pola i sporadycznie atakowali. Artur Prokop zdecydował się w 68. minucie na strzał z dystansu, który obronił Matuszek, a w 80. minucie Bogdan Jóźwiak, widząc wysuniętego do przodu bramkarza Ruchu omal go nie przelobował, strzelając z około 35 metrów. Goście tylko raz zagrozili bramce RKS, ale po strzale w 75. minucie Górskiego piłka prześlizgnęła się po poprzeczce. Zwycięstwo RKS zasłużone.
W zespole RKS poza Wyparłą udanie zadebiutował pozyskany z Amiki wraz z Kalitą obrońca Wódkiewicz. Następne spotkanie RKS Fameg rozegra 18 sierpnia (sobota) o godz. 17.00 w Warszawie z Legią.
Jerzy Strzembosz

Po meczu z Ruchem powiedzieli...

*Bogusław Pietrzak trener gości:
- Gratuluję gospodarzom pierwszego zwycięstwa. Zawsze jest to pewnego rodzaju rozpoczęcie historii. Samo spotkanie stało, według mnie, na kiepskim poziomie. Było raczej nudne. Gospodarze bronili się większą liczbą zawodników i robili to bardzo skutecznie. Natomiast my nie mogliśmy znaleźć skutecznego sposobu na strzelenie bramki. Po pierwszej połowie przegrywaliśmy 1:0, dlatego też nie obawiałem się zmiany aż 3 piłkarzy. Strategicznie przewidywałem, że ci młodzi chłopcy, którzy weszli na boisko, podejmą skuteczną walkę. A czy zmiany przeprowadzone zostaną 15 minut później czy wcześniej, nic by to nie zmieniło. Myślę, że Rafał Grzelak i Łukasz Madej wnieśli troszeczkę poprawy w grę ofensywną mojego zespołu, aczkolwiek graliśmy nieskutecznie.

*Piotr Mandrysz trener gospodarzy:
- Niezmiernie cieszymy się, że udało nam się wygrać z bardzo trudnym przeciwnikiem. Naszej czujności nie zachwiała ubiegłotygodniowa wysoka porażka Ruchu z Legią. Oglądaliśmy to spotkanie, ja sam kilkakrotnie, i wynik w ogóle nie odzwierciedlał tego, co działo się na boisku. Legia przypadkowo strzeliła pierwszą bramkę, poprawiła drugą, a po przerwie kontrowała przeciwników. Siła ognia rywala była tak wielka, że my nie mogliśmy się dzisiaj odkryć. Dlatego taktyka była defensywna, chociaż z pewnością chcielibyśmy grać bardziej widowiskowo. W tej chwili nas na to nie stać. Dlatego zagęszczona defensywa i wyjściowe ustawienie takie, jakie było. Bardzo cieszy mnie pierwsza bramka w barwach RKS Fameg Andrzeja Dziuby. Myślę, że ten gol pozwoli mu uwierzyć w jego możliwości. W naszej grze widać było wiele mankamentów, natomiast jestem bardzo zadowolony z gry defensywnej zespołu. Jeśli chodzi o Jacka Trzeciaka, to był on dzisiaj wyróżniającą się postacią na boisku, spisał się bardzo dobrze, a na ostatnie minuty został zmieniony przez Rafała Dopierałę, który miał świeży zapas sił. Na pewno w tej chwili w I lidze musimy zagęszczać tyły. Również w meczu z Groclinem graliśmy czwórką obrońców, choć uważam, że tamtego spotkania nie musieliśmy przegrać.

*Grzegorz Wódkiewicz piłkarz RKS Fameg:
- Przede wszystkim chcieliśmy w dzisiejszym spotkaniu nie stracić bramki i strzelić pierwszego gola w historii występów Radomska w I lidze. To się udało. Dążyliśmy do tego celu bez względu na to, że graliśmy wzmocnioną defensywą.

*Julcimar De Souza piłkarz RKS Fameg:
- Najważniejsze dla naszego klubu jest zwycięstwo, tym bardziej że było to pierwsze zwycięstwo RKS Fameg i pierwsza bramka w ekstraklasie. Najważniejsze są punkty, nieważne, w jakim stylu osiągnięte. Bardzo się cieszę, że byłem jednym z wyróżniających się zawodników w naszym zespole. Będę się starał z całych sił pomóc drużynie w utrzymaniu w I lidze. Tak jak mówiłem wcześniej, najważniejsze są 3 punkty.

*Andrzej Dziuba piłkarz RKS Fameg:
- Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się tego, że będę piłkarzem, który jako pierwszy zdobędzie bramkę dla RKS Fameg w I lidze. Wierzyłem, że kiedyś uda mi się trafić do siatki, ale nie myślałem, iż będzie to już w 4. moim meczu w ekstraklasie. Faktycznie strzał, po którym zdobyłem gola, nie był zbyt silny, ale najważniejsze, że wyciągnął bramkarza i piłka wpadła do siatki. Samo spotkanie było ciężkie, gdyż boisko było bardzo grząskie i trudno się grało.

*Sławomir Paluch piłkarz Ruchu Chorzów, były reprezentant Polski:
- Jest nam przykro z tego powodu, że przegraliśmy ten mecz, ale nie załamujemy się, gramy dalej. To jest piłka i dzisiaj gospodarze okazali się o jedną bramkę lepsi.

*Mirosław Myśliński piłkarz RKS Fameg:
- Był to typowy mecz walki. Wiedzieliśmy, że spotkanie będzie wyglądało tak, a nie inaczej. Dzisiaj nie chcieliśmy się bardziej otworzyć. Musieliśmy zagęścić obronę i zagrać z Ruchem defensywnie. Stąd ustawienie z jednym Marcinem Folcem w przodzie, 4 obrońcami i 5 pomocnikami. To się udało. Graliśmy konsekwentnie w tyle, poza jedną sytuacją w pierwszej połowie, nie daliśmy rywalowi oddać groźnego strzału. Później nie doszli już do groźnej pozycji strzeleckiej. Graliśmy spokojnie w tyle i próbowaliśmy kontratakować. Jedna taka kontra i trochę przypadkowa, szczęśliwa bramka i wygraliśmy mecz. Bardzo się cieszymy, że to tak wyglądało.

*Mariusz Śrutwa piłkarz Ruchu Chorzów, były reprezentant Polski, zdobywca 89 goli w I lidze:
- Prowadziliśmy grę, aczkolwiek zupełnie nie w takim stylu, jak to sobie założyliśmy na odprawie przedmeczowej, gdzie były nakreślone plany i zadania na dzisiejszy mecz. Przypominało to przysłowiowe bicie głową w mur. Wszystkie praktycznie akcje przeprowadzane były środkiem boiska. Kiedy aż prosiło się, aby tę piłkę szybciej rozegrać, dośrodkować w pole karne, próbowaliśmy wykombinować jeszcze coś innego. Najczęściej kończyło się to stratą przez nas piłki i kontrą gospodarzy. Bardzo szkoda, gdyż takiego meczu nie wolno przegrać, szczególnie kiedy traci się taką bramkę. Piłka została uderzona dość lekko, skakaliśmy w murze, m.in. i ja. Futbolówka przeszła mi pod butami i wpadła do siatki. Naprawdę jest mi z tego powodu bardzo przykro, szkoda straconych punktów.
Rozmawiał Dariusz Kempski

Rozmowa z bramkarzem RKS Fameg Bogusławem Wyparło
Będziemy rywalizować z Tomkiem

Czy jest Pan zadowolony ze swojej gry i całego zespołu w dzisiejszym meczu?
- Jestem zadowolony przede wszystkim z gry chłopaków, gdyż ja miałem dzisiaj bardzo mało roboty na boisku. Zagrali bardzo dobrze w obronie, tak że można się z tego wyniku tylko cieszyć, gdyż w środę w meczu z Polarem we Wrocławiu było nie za wesoło. Graliśmy trochę gorzej w obronie, ale dzisiaj było już bardzo dobrze.
Kiedy dowiedział się Pan, że dzisiaj wyjdzie Pan w podstawowym składzie, a Tomek Borkowski będzie siedział na ławce rezerwowych?
- Dzisiaj się o tym dowiedziałem.
Spodziewał się Pan?
- Decyzja należy do trenera. W dalszym ciągu będziemy rywalizować z Tomkiem o pozycję pierwszego bramkarza. Myślę, że jesteśmy wyrównanymi partnerami. O tym, kto będzie grał w danym meczu, będzie decydował trener.
W pewnym momencie, zresztą po dobrej Pańskiej interwencji, kibice zaczęli skandować - "Tomek Borkowski"?
- Słyszałem te okrzyki. W meczu z Groclinem z kolei, gdy w przerwie schodziłem do szatni, krzyczeli Bogusław Wyparło. Tak więc myślę, że nie ma w tym żadnych podtekstów, wszystkich zawodników kochają jednakowo i jestem z tego zadowolony.
Patrząc na dzisiejszy mecz można było odnieść takie wrażenie, że spokój w drużynie gospodarzy zachowywali jedynie Mirosław Myśliński, Julcimar De Souza i właśnie Pan?
- Po długiej, półtorarocznej przerwie rozegrałem już 250 mecz w ekstraklasie, tak więc był to mały debiut, a zarazem jubileusz. Natomiast "Myślina" wiadomo, jest zawodnikiem utytułowanym, tak więc tu nie było żadnego zdziwienia. Jestem mile zaskoczony postawą Julcimara, który faktycznie bardzo spokojnie grał i nie wybijał tych piłek na oślep, tylko starał się dokładnie rozegrać futbolówkę.
Grał Pan wcześniej z Julcimarem?
- Tak. W ŁKS-ie wchodził z reguły w drugiej połowie. Miał on wówczas oswajać się z I ligą.
Jest Pan w związku z tym zadowolony z przenosin do Radomska?
- Lepiej jest grać w ekstraklasie niż w II lidze, choć z występów w Ceramice Opoczno jestem również zadowolony, a tym bardziej w III lidze, a przecież reprezentowałem również barwy Piotrcovii Ptak. Nadarzyła się taka okazja i z niej skorzystałem.
Rozmawiał Dariusz Kempski


Stracona szansa
Legia Warszawa - RKS Fameg 2:1 (2:1)
0:1 6. min Prokop z karnego
1:1 21. min Wróblewski
2:1 26. min Svitlica
l Legia: Kowalewski - Omeljańczuk, Magiera, Jarzębowski (82 Kiełbowicz) - Szala, Murawski (20 Vukowic), Majewski, Piekarski (75 Bojarski), Wróblewski - Svitlica, Kucharski. Trener - Okuka.
RKS Fameg: Wyparło - Nowak (77 Jóźwiak), Prokop, Julcimar, Wódkiewicz - Trzeciak, Myśliński (46 Kowalczyk), Kalita, Leszczyński - Dziuba (75 Jelonkowski), Folc.
Trener - Mandrysz.
Żółte kartki: Wróblewski, Vukovic, Kiełbowicz (Legia) i Nowak, Kalita, Myśliński (Fameg).
Sędziował P. Wieczerzak z Krakowa.
Widzów - 2,5 tys.

W sobotnie popołudnie kibice na Łazienkowskiej obserwowali Legię Dragomira Okuki, a nie Pawła Janasa czy Janusza Wójcika. Legia Dragomira Okuki to kiepski piłkarsko i słaby motorycznie zespół. I zamiast pogromu beniaminka kibice byli świadkami rozpaczliwej obrony gospodarzy, dzięki której udało się "dowieźć" szczęśliwe 2:1 do końcowego gwizdka arbitra. To prawdziwe szczęście, że legionistom udało się pokonać beniaminka z Radomska, który przez ostatni kwadrans spotkania był stroną atakującą i niemal nie schodził z połowy gospodarzy. Goście w ostatnim kwadransie wypracowali sobie tyle sytuacji do strzelenia goli, że powinny one wystarczyć na kilka spotkań. Ale podopieczni trenera Piotra Mandrysza fatalnie pudłowali z najbliższych odległości. Bramki mogli zdobyć kolejno: Trzeciak, Folc, Leszczyński i Jelonkowski, ale ich celowniki były bardzo źle ustawione. Szkoda, bo przynajmniej remis był w zasięgu ręki.
Spotkanie rozpoczęło się po myśli radomszczan, którzy grając wzmocnioną defensywą, wyprowadzili groźną kontrę już w 6. minucie. Będący w polu karnym Dziuba został sfaulowany przez obrońcę Legii i arbiter z Krakowa wskazał na "wapno". Niemal wszyscy zawodnicy gości odwrócili się do tyłu, nie kwapiąc się do wykonania "jedenastki". Do ustawionej na jedenastym metrze futbolówki podszedł zdecydowanie Artur Prokop i silnym strzałem pod poprzeczkę pokonał dobrze broniącego w całym meczu Kowalewskiego. Beniaminek objął niespodziewanie prowadzenie i na trybunach oraz na ławce rezerwowych Legii powiało grozą. Przez pierwsze dwadzieścia minut gry Legia nie oddała żadnego strzału w światło bramki RKS, podczas gdy radomszczanie aż pięciokrotnie w tym czasie próbowali pokonać Kowalewskiego. Legia chciała wyrównać bardzo szybko. Trener Okuka w 20. minucie zdjął z boiska Murawskiego, który niefortunnie interweniował w polu karnym, wcześniej faulując szarżującego Dziubę. Na boisko wszedł Vukovic i już przy drugim kontakcie z piłką sprytnie dośrodkował na głowę Wróblewskiego, który strzelił obok Wyparły. Kilka minut później było już 2:1, dla Legii po strzale z rzutu wolnego innego Jugosłowianina Svitlicy, który poza strzeleniem gola niczym się nie wyróżnił. Goście mogą żałować, że nie wywalczyli chociaż remisu, będąc zespołem w przekroju całego meczu lepszym.

LEGIA WARSZAWA - RKS
Do stolicy podróżowaliśmy niepełnym autokarem w 20 osób. W Warszawie krążymy trochę w poszukiwaniu stadionu. Po znalezieniu obiektu kierowca podjechał centralnie pod kasy Legii i poprosił nas, abyśmy wyszli, a on pojdzie zaparkować. Po chwili, gdy zobaczył, że z boku biegnie na nas kilkudziesięciu legionistów szybko zmienił zdanie i ruszył w bezpieczniejsze miejsce. O dziwo psiarnia się nami w ogóle nie interesowała do momentu kiedy kilku od nas zaczęło wyskakiwać z autokaru w poszukiwaniu wrażeń z miejscowymi podążającymi ku nam. Już w eskorcie udajemy się pod stadion, gdzie spotyka nas przykra niespodzianka - otóż bilety na to bardzo "ważne" spotkanie kosztowały 40 PLN. Nie pomogły pertraktacje i zmuszeni zostajemy do powrotu.

Lepsi od lidera
RKS Fameg - Amica Wronki 2:2 (1:1)
1:0 13. min Kalita
1:1 29. min Dawidowski
2:1 59. min Kowalczyk głową
2:2 85. min Kukiełka z rzutu wolnego
n RKS Fameg: Wyparło - Nowak, Prokop, Julcimar, Wódkiewicz - Trzeciak, Kalita, Leszczyński, Dziuba (86 Jelonkowski) - Kowalczyk, Folc (70 Jóźwiak). Trener - P. Mandrysz.
n Amica: Szamotulski - Bosacki, Bajor, Bieniuk (46 Kościelniak) - Zieńczuk, Kukiełka, Pęczak, Piskuła (89 Siara), Król (70 Sobociński) - Dawidowski, Dębiński. Trener - M. Jabłoński.
Żółte kartki: Dziuba, Kowalczyk (RKS) i Bajor, Pęczak, Piskuła, Król (Amica).
Czerwona kartka - Bajor w 75. min za drugą żółtą.
Sędziował R. Małek z Katowic.
Widzów - 3,5 tys.

Lider grupy B pierwszej ligi w przekroju całego meczu trzykrotnie strzelił na bramkę RKS, z czego dwa strzały trafiły do siatki Wyparły. W ten sposób Amica osiągnęła szczęśliwy remis, bo gospodarzom do zwycięstwa zabrakło odrobiny szczęścia. Dwie kontry lidera wystarczyły do zrealizowania przedmeczowych założeń trenera Jabłońskiego: wywiezienia z Radomska jednego punktu. Ustawienie defensywne gospodarzy nie oznaczało jednak, że podopieczni trenera Mandrysza będą się wyłącznie bronić. Okazję do ataku bramki Szamotulskiego stworzył właśnie schowany niczym wytrawny bokser za podwójną gardą lider z Wronek i już w piątej minucie meczu solową akcję środkiem boiska zainicjował Andrzej Dziuba, który zagrał piłkę do byłego zawodnika Amiki Mirosława Kality. Ten zdecydował się na strzał z dystansu, po którym piłka minimalnie minęła bramkę Szamotulskiego. Kilka minut później Dziuba ponownie zaatakował bramkę gości i po prostopadłym podaniu Leszczyńskiego strzelił mocno nad bramką.
Image
W 13. minucie kapitalną akcję prawą stroną boiska rozegrał Radosław Kowalczyk, który minął obrońców gości, dośrodkował w pole karne i Kalita z najbliższej odległości pokonał Szamotulskiego. Zdenerwowani goście zaczęli grać ostro i jako pierwszy żółty kartonik od sędziego Małka zobaczył Paweł Pęczak. W 25. minucie ponownie Kalita, który rozgrywał dobre spotkanie przeciw byłym kolegom, strzelił z dystansu minimalnie niecelnie. W 28. minucie na nieco nonszalancji w połowie przeciwnika pozwolił sobie Radosław Kowalczyk, zagrywając niecelnie do Kality. Piłkę przejął Kukiełka, pociągnął kilka metrów do przodu, podał na lewą stronę do Dębińskiego, który dośrodkował w pole karne, gdzie Dawidowski wyskoczył najwyżej do piłki i strzałem głową wyrównał stan meczu. Siedem minut później przed szansą zdobycia gola stanął Marcin Folc, który po dalekim prostopadłym podaniu od Prokopa zdecydował się na strzał z pierwszej piłki i tylko skuteczna interwencja Szamotulskiego zapobiegła utracie gola. Przewaga RKS wzrastała, a goście tylko przeszkadzali w grze. Tuż przed gwizdkiem arbitra na przerwę Zdzisław Leszczyński prostopadłym podaniem uruchomił Radosława Kowalczyka, który wbiegł z piłką w pole karne, strzelił silnie na bramkę i... słupek uratował gości przed utratą gola.
Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie. Gospodarze atakowali z pasją, a goście tylko się bronili, wyprowadzając od czasu do czasu kontry. W 59. minucie rzut rożny wykonał Mirosław Kalita, dośrodkował w pole karne wprost na głowę Leszczyńskiego, który celnie strzelił. Szamotulski wybił piłkę przed siebie, a najniższy na boisku Radosław Kowalczyk również strzałem głową wpakował piłkę do siatki. Radość na trybunach. Lider w opałach. W 75. minucie wydawało się, że jest po meczu, ponieważ drugą żółtą kartkę otrzymał Bajor i opuścił plac gry. Tymczasem na pięć minut przed końcem meczu Kukiełka zdecydował się na solowy atak, minął dwóch zawodników gospodarzy i tuż przed polem karnym został sfaulowany przez zawodnika RKS. Poszkodowany otrzymał piłkę z rzutu wolnego od Piskuły i strzelił obok leżącego Wyparły, który, zdaniem wielu fachowców i komentatorów, podobnie jak w meczu w Warszawie przyczynił się do utraty gola. Natomiast Mariusz Kukiełka, w podobny sposób rozgrywając rzut wolny, zdobył już trzeciego gola po stałym fragmencie gry.
Pozostaje niedosyt nie tylko u kibiców, ale i zawodników, bo na zwycięstwo RKS w pełni zasłużył i co najważniejsze - po dobrej grze. Był to zdecydowanie najlepszy występ RKS w tej rundzie rozgrywek w ekstraklasie. Więcej koncentracji muszą wykazać bramkarze. Gospodarze wystąpili bez kontuzjowanych Myślińskiego, Sobczaka i Lewandowskiego.
Teraz w rozgrywkach ekstraklasy nastąpi przerwa z uwagi na mecz reprezentacji Polski z Norwegią. Ostatnie spotkanie rundy wstępnej RKS rozegra we Wrocławiu w sobotę 8 września o godz. 16.00.
Jerzy Strzembosz


Puchar Ligi
Wejście Sobczaka
RKS Fameg - Polar Wrocław 4:2 (0:0)
0:1 47. min Aleksander głową
1:1 53. min Kowalczyk
2:1 64. min Sobczak
3:1 75. min Sobczak
4:1 87. min Kalita
4:2 88. min Augustyniak
n RKS Fameg: Borkowski - Julcimar, Prokop, Myśliński - Jóźwiak, Klepczyński, Dopierała (46 Kalita), Markiewicz (65 Trzeciak), Jelonkowski (55 Sobczak) - Kowalczyk, Folc. Trener - P. Mandrysz.
Żółte kartki: Julcimar, Prokop (RKS) i Mazur (Polar).
Sędziował R. Werder z Warszawy.
Widzów - 1 tysiąc.

Piłkarze RKS rozpoczęli spotkanie w rezerwowym zestawieniu i musieli się mocno napracować, by odnieść zwycięstwo i awansować do dalszych gier w Pucharze Ligi. Dopiero po przerwie, gdy trener Mandrysz wprowadził na plac gry Kalitę, Trzeciaka i debiutującego w barwach Radomska Pawła Sobczaka, obraz gry diametralnie się zmienił. Wcześniej szkoleniowiec RKS musiał wysłuchać niewybrednych epitetów od kibiców, gdy Polar niespodziewanie objął prowadzenie. Po meczu trener tłumaczył, że chciał odnieść zwycięstwo jak najmniejszym nakładem sił i trudno się tej teorii dziwić w obliczu trudnego meczu z liderem z Wronek, ale nie można za wszelką cenę forować na boisku zawodników, którzy muszą długo terminować pod okiem swoich doświadczonych kolegów.
Po wejściu Kality gra RKS nabrała rumieńców i na efekty nie trzeba było długo czekać. Do remisu doprowadził Radosław Kowalczyk. Kilka minut później na boisku zadebiutował w RKS Paweł Sobczak, którego wejście było niezwykle obiecujące, a zarazem pechowe. Zawodnik w krótkim czasie strzelił dwie bramki i na dziesięć minut przed końcem meczu doznał bolesnej kontuzji. leczenie tego urazu potrwa kilka tygodni. Kiedy Sobczak był już po kontuzji z powrotem na ławce rezerwowych, Mirosław Kalita zdobył czwartą bramkę i było po meczu. Na dwie minuty przed końcem Augustyniak wprawdzie strzelił drugiego gola, ale to było wszystko, na co stać było Polar w tym meczu. Awans do dalszych gier wywalczył RKS.
Jerzy Strzembosz

Po meczu z Polarem rozmawiamy z napastnikiem RKS Fameg Pawłem Sobczakiem

Udany debiut
Jest Pan chyba zadowolony ze swego dzisiejszego debiutu w RKS Fameg?
- Zależy pod jakim względem. Pod względem strzeleckim i wyniku debiut był na pewno udany. Ale troszkę martwi mnie ta kontuzja, której nabawiłem się w dzisiejszym meczu. Zobaczymy, co po diagnozie powie lekarz, jakie będą tego konsekwencje i ile będę musiał pauzować.
Jak się pan wkomponował w nowy zespół?
- Przede wszystkim to powinni ocenić dziennikarze. Myślę, że nieźle to wypadło. Najważniejsze, że przeszliśmy dalej. Drużyna już w meczu z Legią w Warszawie pokazała, że stać ją na dobrą grę. Uważam, że w następnych spotkaniach będzie jeszcze lepiej.
Nie było pana przez jakiś czas w kraju. Jakie są, według pana, szanse na utrzymanie RKS Fameg w ekstraklasie?
- Myślę, że to w ogóle nie podlega jakiejkolwiek dyskusji. Zresztą ja również przyjechałem do Radomska po to, aby pomóc tej drużynie i budować własną formę. Sądzę, że razem z chłopakami zaczniemy zdobywać punkty, które w konsekwencji pozwolą nam pozostać w I lidze.
Rozmawia łDariusz Kempski

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Sobota, 3 Mar 2007, 08:12 
Offline
***
***

Rejestracja: Sobota, 18 Lis 2006, 14:13
Posty: 404
Piękne chwile, łza sie w oku kręci,chciałbym żeby to kiedyś wróciło :-D :-D :-D


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Niedziela, 11 Mar 2007, 17:51 
Offline
Master of Typer 2003
Awatar użytkownika

Rejestracja: Niedziela, 25 Sie 2002, 20:01
Posty: 240
Miejscowość: Radomsko
Kowalski wypożyczony

W ubiegłym tygodniu obrońca RKS Fameg Artur Kowalski został wypożyczony do końca rundy jesiennej, z możliwością przedłużenia do końca sezonu 2001/2002, do ŁKS-u Łódź.
Kowalski urodził się 4 listopada 1971 roku, jest wychowankiem RKS Radomsko. Swoją karierę zaczynał w 1984 roku, a jego pierwszym trenerem był Jan Nowak, który przed laty bronił bramki RKS, w czasach gdy klub występował w klasie okręgowej.
Kowalski jednak nie zawsze grał w Radomsku. Przez 2 lata bronił barw Pilicy Tomaszów Mazowiecki w III lidze, a aż przez 3,5 roku występował w Rakowie Częstochowa (I - IV liga). Właśnie w barwach tego klubu zadebiutował w sezonie 1996/1997 w ekstraklasie. Było to 28 lipca 1996 roku, a Raków uległ wtedy w Katowicach GKS-owi 1:2. W I lidze Kowalski rozegrał jedynie 6 spotkań i jesienią tego roku wrócił do Radomska.
Do jesieni ubiegłego roku był filarem obrony i kapitanem RKS Fameg w II lidze. W przełomowym dla naszego klubu sezonie 2000/2001 rozegrał 26 spotkań, z czego 17 w pełnym wymiarze. Przez kilka lat występów RKS Fameg w II lidze Kowalski strzelił 2 gole.

Dopierała w ŁKS

Piłkarz RKS Fameg, Rafał Dopierała, został do końca rundy jesiennej wypożyczony do ŁKS Łódź.
Przypomnijmy, że Dopierała urodził się 8 lipca 1972 roku w Łodzi i jest wychowankiem słynnego Widzewa. W trakcie swojej kariery występował jeszcze w Baucie Zgierz, Włókniarzu Pabianice, KS Myszków i Ceramice Opoczno. Do Radomska trafił w lipcu 1994 roku. W sezonie 1994/1995 jeszcze RKS TED Radomsko wywalczył historyczny awans do II ligi, a Dopierała z 33 bramkami był najskuteczniejszym piłkarzem wszystkich ośmiu grup III ligi (drugi w tej klasyfikacji z 26 trafieniami był M. Łuszczyński z Moto Jelcz Oława z grupy dolnośląskiej). Po tym sezonie Dopierała zwyciężył w plebiscycie na najpopularniejszego sportowca Radomska, a w plebiscycie województwa piotrkowskiego zajął 10 miejsce.
Dopierała strzelił dla klubu z Radomska w II lidze aż 31 goli, a więc najwięcej z wszystkich piłkarzy. W przełomowym dla RKS Fameg sezonie 2000/2001 Dopierała był zmiennikiem grającego trenera Piotra Mandrysza i Mirosława Kality. Wystąpił w 34 spotkaniach, z czego w ośmiu w pełnym wymiarze i zdobył 2 bramki. W ekstraklasie Dopierała zadebiutował 22 lipca w meczu z Pogonią Szczecin. W sumie w I lidze wystąpił w 4 spotkaniach. Przeciwko Groclinowi Dyskobolii Grodzisk Wlk. wyszedł na boisko od pierwszej minuty i otrzymał w tym spotkaniu dwie żółte, a w konsekwencji, czerwoną kartkę i musiał opuścić murawę.

Puchar Ligi
W dniach 29 - 30 sierpnia zostały rozegrane pierwsze mecze czwartej rundy Pucharu Ligi. RKS Fameg zremisował w Chorzowie 0:0 z Ruchem i jest na dobrej drodze do wyeliminowania z tych rozgrywek 14-krotnego Mistrza Polski.
Wyniki pozostałych spotkań:
- Legia Warszawa - Górnik Zabrze 1:1 (0:0) (60 min Kucharski; 52 min Kompała); - Hutnik Kraków - Pogoń Szczecin 1:1 (1:1) (7 min Białek; 45 min Węgrzyn); - Polonia Warszawa - Odra Wodzisław 2:2 (1:1) (22 min Szymkowiak, 69 min Ruta, 44 min Sosin, 82 min Sibik); - KSZO Ostrowiec Świętokrzyski - Wisła Kraków 2:3 (1:1) (41 min Popiela, 87 min Krawiec; 26 min Czerwiec, 74 i 90 min Niciński); - Zagłębie Lubin - Hetman Zamość 2:0 (1:0) (43 min Dobi, 88 min Niedzielan); - Amica Wronki - Lech Poznań 3:3 (0:2) (49 min karny Dawidowski, 72 min Dembiński, 90 min Zieńczuk; 21 min Michalski, 24 min Wojciechowski, 52 min Bugaj); - Groclin Dyskobolia Grodzisk Wlk. - GKS Katowice 0:1 (0:1) (31 min karny Kubisz).

Sypniewski w RKS
W ubiegłym tygodniu nowym napastnikiem RKS Fameg został Igor Sypniewski. Był on m.in. piłkarzem ŁKS Łódź, Ceramiki Opoczno, Panathinaikos Ateny i OFI Kreta. Zaliczył również 1 występ w reprezentacji Polski seniorów za kadencji trenera Janusza Wójcika.

Remis we Wrocławiu
Śląsk Wrocław - RKS Fameg 0:0
*Śląsk: Pyskaty - Maciorowski, Wasilewski, Filipczak, Jezierski - Lato, Jawny, Szewczyk, Żytko (76 Sasin) - M. Kowalczyk (57 Rudolf), Sztylka. Trener: P. Nemec.
*RKS Fameg: Borkowski - Wódkiewicz, Prokop, Julcimar - Leszczyński, Myśliński, Trzeciak (79 Jóźwiak), Kalita - Dziuba (65 Jelonkowski), Folc, R. Kowalczyk (87 Nowak). Trener: P. Mandrysz.
Żółte kartki: Szewczyk, Żytko (Śląsk) i Jelonkowski (RKS).
Sędziował: Grzegorz Kasperkiewicz z Poznania.
Widzów: ok. 2,5 tys.
Image
Przedmeczowe opinie znawców futbolu potwierdziły słabszą dyspozycję drużyny gospodarzy. Śląsk osłabiony brakiem napastnika Nazaruka nie stworzył większego zagrożenia przed bramką RKS. Trener Mandrysz zdecydował się na grę trzema napastnikami i w pierwszej fazie meczu RKS wypracował sobie więcej dogodnych sytuacji pod bramką Pyskatego, jednak napastnicy gości ani raz nie zmusili Pyskatego do interwencji. W pierwszej połowie spotkania gra była wyrównana ze wskazaniem na RKS. W 26 minucie Radosław Kowalczyk mając przed sobą Pyskatego i drugiego napastnika RKS wchodzącego w pole karne Śląska zamiast w pole karne popędził z piłką od bramki i obrońcy gospodarzy w porę zażegnali niebezpieczeństwo. W odpowiedzi następiła akcja gospodarzy, ale Julcimar skutecznie wybił piłkę spod nóg rozpędzonego Sztylki, który szykował się do oddania strzału z linii szesnastu metrów. W 31 minucie odnotowaliśmy jedyną sytuację dla gospodarzy, po której mogła paść bramka dla Śląska. Myśliński sfaulował przed polem karnym Sztylkę. Maciej Kowalczyk wykonywał rzut wolny, futbolówka odbiła się od obrońców RKS, ale na szczęście dla gości Borkowski zdążył sparować piłkę na rzut rożny. Bramkarz RKS w przekroju całego meczu bronił pewnie i nie popełnił błędu. najwięcej okazji do zdobycia gola zaprzepaścił w pierwszej połowie Radosław Kowalczyk, który jednocześnie stanowił największe zagrożenie dla zespołu Śląska. W 37 minucie Leszczyński zagrał dokładnie piłkę do Trzeciaka, ten przedłużył podanie do Kality, który zagrał w pole karne do Kowalczyka, którego przed oddaniem strzału ubiegli obrońcy Śląska. Najlepszą jednak okazję zaprzepaścił Radek na dwie minuty przed przerwą, kiedy to Folc po prawej stronie boiska otrzymał prezent od obrońców przeciwnika, uciekł z piłką niemal do narożnika pola karnego i dośrodkował dokładnie w pole karne do nadbiegającego Kowalczyka. Temu nieco przeszkodził wybiegający z bramki Pyskaty i napastnik RKS strzelił ponad pustą bramką Śląska.
Po przerwie kibice obejrzeli marne widowisko, RKS cofnął się wyraźnie broniąc remisu i grał z kontry. Stąd też stroną częściej atakującą był Śląsk. Jednak z ataków gospodarzy nic nie wynikało, bo zawodnicy rozgrywali piłkę chaotycznie i w sposób sygnalizowany, nie stwarzając większego zagrożenia bramce Borkowskiego. W 80 minucie na strzał z dystansu zdecydował się Sztylka, ale Borkowski nie dał się zaskoczyć. Tuż przed końcowym gwizdkiem arbitra z Poznania, który dobrze prowadził zawody Mirosław Myśliński, zadziwiający wysoką formą, zdecydował się na strzał z 40 metrów. Pyskaty przepuścił piłkę pod rękami. RKS wywalczył tylko rzut rożny, bowiem strzał był minimalnie niecelny. Z ulgą westchnęli zawodnicy gospodarzy, bo gdyby piłka zmierzała w światło bramki, to RKS miałby pewne trzy punkty, a tak wywalczył jedynie remis.
Jerzy Strzembosz

Zdecyduje PZPN
W ubiegłym tygodniu piłkarze RKS Fameg przeszli badania wydolnościowe i szybkościowe w Bytomiu pod opieką doktora Stanisława Machowskiego, opiekuna kadry narodowej.
Radomszczanie czekają na arbitraż Polskiego Związku Piłki Nożnej w sprawie Jacka Markiewicza, który przybył do naszego klubu z Białegostoku. Beniaminek II ligi Jagiellonia zażądała za niego ogromną kwotę (nieoficjalnie mówi się aż o 200 tys. dolarów). Kluby nie doszły do porozumienia, więc o ekwiwalencie za piłkarza zadecyduje Wydział Gier PZPN, który ostatnio był zbyt zajęty meczami reprezentacji. Do czasu rozstrzygnięcia sporu zezwolono na występy Markiewicza w RKS Fameg.
Z Radomska odesłano Argentyńczyka Ariela Omero Pereza, który tylko wyglądem, a szczególnie znaczną tuszą, przypominał sławnego niegdyś swego rodaka Diego Maradonę.
Być może jeszcze we wrześniu na boisko wróci Paweł Sobczak, który tak udanie zadebiutował w RKS Fameg w rewanżowym spotkaniu z Polarem Wrocław w Pucharze Ligi. Już w następnym spotkaniu z Pogonią Szczecin w drużynie z Radomska może zadebiutować kolejny nabytek RKS Fameg Igor Sypniewski, który ostatnie 4 lata spędził w Grecji (Kavala, Panathinaikos Ateny, OFI Kreta). Piłkarz ma pomóc drużynie do momentu znalezienia klubu na zachodzie Europy.
(dk)

Rozmowa z bramkarzem RKS Fameg - Bogusławem Wyparło
Bogusław Wyparło urodził się 29 listopada 1974 roku w Mielcu. Jest wychowankiem Stali Mielec - dwukrotnego Mistrza Polski, klubu, w którym swe wielkie kariery zaczynali tacy reprezentanci Polski, jak Grzegorz Lato, Henryk Kasperczak, Zygmunt Kukla czy Włodzimierz Ciołek. Jest wielokrotnym reprezentantem Polski drużyn juniorskich i olimpijskiej (Atlanta 1996). 3 razy wystąpił w reprezentacji Polski seniorów. W polskiej ekstraklasie rozegrał 252 spotkania. Z żoną Ewą mają córeczkę Weronikę.
Nigdy nie odpuszczamy

Od początku swojej kariery chciał pan być bramkarzem?
- Tak. Zaczynałem w VI klasie szkoły podstawowej. W Mielcu, jak co roku, organizowano klasę sportową o profilu piłki nożnej. Dla wszystkich chętnych ze szkół podstawowych miasta odbył się turniej. zostałem wybrany, zmieniłem szkołę i od tego czasu chodziłem na profesjonalne zajęcia w Stali Mielec.
Dość szybko zadebiutował pan w ekstraklasie?
- Tak. W końcu lipca 1991 roku w derbach ze Stalą Stalowa Wola na wyjeździe. Zremisowaliśmy 1:1.
Jeszcze wcześniej był debiut w reprezentacji Polski juniorów do lat 16?
- Zgadza się. Zadebiutowałem bodajże w meczu ze Związkiem Radzieckim za kadencji trenera Jana Pieszko. W sumie w tej reprezentacji rozegrałem ponad 40 spotkań. Następnie była reprezentacja do lat 18 za trenera Witolda Stasiuka. U niego wystąpiłem około 20 razy. Później była młodzieżówka za kadencji trenerów: Władysława Stachurskiego, Wiktora Stasiuka, Mieczysława Broniszewskiego i również około 40 spotkań. W tym czasie w kadrach juniorskich czy młodzieżowych wszystko się mieszało. W zależności od formy i dyspozycji innych bramkarzy występowało się w reprezentacji do lat 16, 17, 18 lub w młodzieżówce.
Z kim Pan wówczas rywalizował o koszulkę z białym orłem na piersi?
- W reprezentacji do lat 16 rywalizowałem z Adamem Piekutowskim, który teraz broni w Widzewie Łódź, a później było różnie. Walczyłem m.in. z Radosławem Majdanem, Arkadiuszem Onyszko, a później z Jarosławem Talikiem i Tomaszem Bobelem. A w pierwszej reprezentacji z Grzegorzem Szamotulskim i bramkarzami, którzy grają za granicą, a więc Adamem Matyskiem, Kazimierzem Sidorczukiem i Jerzym Dudkiem.
Kto pana prowadził w Stali Mielec?
- Debiutowałem za kadencji Włodzimierza Gąsiora, który teraz jest trenerem Hetmana Zamość. Właśnie on postawił na mnie po odejściu Piotra Wojdygi do Widzewa Łódź. Później byli różni trenerzy. Z tego, co pamiętam w niedługim czasie przyszedł Franciszek Smuda, a później Grzegorz Lato, z którym zdobyliśmy 6. miejsce w ekstraklasie.
Których trenerów szczególnie by pan wyróżnił?
- Nie ukrywam, że najwięcej zawdzięczam właśnie Stali Mielec, bo mnie wychowała i ukształtowała jako piłkarza. Tak więc chciałbym wymienić wszystkich trenerów, bo z nimi w różnych okresach i w różnych grupach wiekowych miałem do czynienia. Najwięcej jednak zawdzięczam tym, którzy grali jako bramkarze. Piotrkowi Wojdydze, który jeszcze jako zawodnik Stali Mielec prowadził z młodszymi grupami zajęcia typowo bramkarskie. Wyróżniłbym również Zbigniewa Klimczaka, który jest mniej znany i również bronił w Stali za czasów Zygmunta Kukli. Właśnie im wiele zawdzięczam, ale również dużo skorzystałem od Franciszka Smudy, Grzegorza Lato czy Włodzimierza Lato.
Kiedy opuścił pan Stal Mielec?
- Po spadku do II ligi w sezonie 1995/1996 przeniosłem się do Sokoła Tychy. Tam w I lidze rozegrałem chyba 13 spotkań, ale kłopoty finansowe klubu spowodowały, że musiałem odejść do Polonii warszawa, do której w międzyczasie zostałem sprzedany. Było to w przerwie zimowej sezonu 1996/1997, ale w styczniu znalazł się kupiec, ŁKS Łódź, i zostałem sprzedany definitywnie.
W Łodzi odnosił pan największe sukcesy?
- Tak. Najpierw zajęliśmy w tabeli 6. miejsce, a w sezonie 1997/1998 wywalczyliśmy tytuł Mistrza Polski. Niestety, w następnym sezonie zajęliśmy dopiero 11. miejsce.
Kto w tym czasie trenował ŁKS?
- Przede wszystkim Marek Dziuba, z którym wywalczyliśmy tytuł, a międzyczasie Ryszard Polak. Najmilej wspominam pierwszego z nich.
Po zdobyciu tytułu Mistrza Polski graliście w Europejskich Pucharach?
- W rundzie przedwstępnej do Ligi Mistrzów wylosowaliśmy drużynę z Azerbejdżanu, którą dwukrotnie pokonaliśmy. Niestety, później trafiliśmy na Manchester United, z którym przegraliśmy 2:0, a u nas padł wynik bezbramkowy. W Pucharze UEFA odpadliśmy z AS Monaco.
W tym czasie zadebiutował pan w pierwszej reprezentacji?
- Tak. Choć powołanie do kadry otrzymałem jeszcze, gdy grałem w Stali Mielec, ale nie udało się wówczas zadebiutować. Zadebiutowałem dopiero za kadencji trenera Janusza Wójcika. W meczu z Ukrainą w Kijowie po kontuzji w 35. minucie zmieniłem Kazia Sidorczuka. Mimo że przez ostatnie pół godziny graliśmy w dziesiątkę, wygraliśmy 2:1. Później wygraliśmy ze Słowacją w Bratysławie 3:1 i zremisowaliśmy na Malcie z Finlandią 1:1.
Zamierza pan jeszcze walczyć o powrót do kadry narodowej?
- Na pewno będzie bardzo trudno. Na razie chciałbym wywalczyć sobie miejsce w podstawowym składzie tutaj, w Radomsku, a później zobaczymy.
Kiedy odszedł pan z ŁKS-u?
- W sezonie 1999/2000 zostałem wypożyczony do Legii Warszawa, gdzie przez pół roku siedziałem sobie na ławeczce. Później wróciłem do Łodzi i zostałem wypożyczony na rok do Ceramiki Opoczno, gdzie rozegrałem wszystkie spotkania oprócz jednego.
W tym meczu pauzował pan z powodu kartek?
- Nie. Była to decyzja trenera.
Jest pan definitywnie piłkarzem RKS Fameg?
- Nie. Zostałem wypożyczony z ŁKS-u.
Na jak długo?
- Szczerze mówiąc, nie wiem dokładnie, jakie były ustalenia między prezesami. Tak więc trudno mi powiedzieć, ale chciałbym zostać w Radomsku jak najdłużej.
Miewał pan poważniejsze kontuzje?
- Nie. Na szczęście - odpukać w niemalowane drewno - poważniejsze kontuzje, które eliminowałyby mnie z gry, na razie mi się nie przydarzyły. Mam nadzieję, że tak zostanie.
RKS Fameg jest absolutnym beniaminkiem, 1/4 sezonu mamy już prawie za sobą... Czy start radomszczan w I lidze mógłby być bardziej efektowny?
- Na pewno mógłby być bardziej efektowny. Szkoda straconych punktów, szczególnie w meczach z Groclinem Dyskobolią Grodzisk Wlkp., Legią warszawa i Amiką Wronki. Z tego, co widzę, trochę nieszczęśliwie przegrywamy lub remisujemy. Po prostu płacimy w dalszym ciągu frycowe.
Wróćmy na chwilę do meczu z Legią. Radosław Wróblewski, przy pierwszej bramce, z wyskoku faulował Jacka Trzeciaka...
- Tak jak już powiedziałem po meczu: według mnie to był ewidentny faul Wróblewskiego. Gdyby nie skoczył na plecy Trzeciakowi i nie staranował go, to prawdopodobnie nie doszedłby do tej piłki i Jacek by ją wybił.
Jak w Radomsku przyjęli Pana kibice?
- Bardzo dobrze i jestem im za to wdzięczny.
A jak nasza publika kształtuje się na tle tej z Mielca, Łodzi czy Opoczna?
- Wypada bardzo dobrze. Nie słychać, przynajmniej na boisku, jakichś docinków do piłkarzy. Niejednokrotnie się to zdarzało na innych stadionach. Może dzieje się tak dlatego, że gdzie indziej jest już nasycenie piłką ligową, a tutaj I liga jest dopiero pierwszy rok. Jest w Radomsku kulturalni i w porządku. Myślę, że w dalszym ciągu tak będzie.
W meczu z Polarem Wrocław w Pucharze Ligi dało się słyszeć na trybunach różne głosy?
- Tak jest na każdym stadionie. W pierwszej połowie za wszelką cenę chcieliśmy zdobyć gola, to się nie udawało. Na początku drugiej połowy straciliśmy bramkę i zrobiło się troszkę nerwowo. A jako pierwszoligowiec z takimi zespołami powinniśmy wygrywać i to wysoko. Trudno się dziwić kibicom, którzy również byli zdegustowani, ale chłopcy stanęli na wysokości zadania i szybko zrobiło się 4:1. Uważam więc, że ostatecznie byli zadowoleni.
Najważniejsze to utrzymać I ligę dla Radomska. Rozgrywki pucharowe zatem odpuścimy?
- Prezes Tadeusz Dąbrowski nakreślił nam takie założenie, że nie odpuszczamy żadnych rozgrywek. Nieważne, czy to Puchar Polski, czy też Puchar Ligi. Wiadomo - najważniejsza jest liga, bo musimy się utrzymać, ale nie odpuszczamy z tego względu, że z rozgrywek pucharowych są pieniądze zarówno dla klubu, jak i dla piłkarzy. Mamy w miarę szeroką kadrę i wszyscy chłopcy chcą się pokazać, aby przekonać trenera, żeby w następnym np. ligowym meczu postawił na nich.
A jakie są - według pana - szanse na zachowanie I ligi w Radomsku?
- Myślę, że są duże. Oglądałem już takie drużyny, jak Stomil Olsztyn, Górnik Zabrze czy inne zespoły i uważam, że nie jesteśmy od nich słabsi. Jedynie brakuje nam dyscypliny w tym, co robimy na boisku, bo mając tak ułożone mecze jak na Legii czy u nas z Amiką, nie można bawić się ani w linii pomocy, ani tym bardziej w obronie. Niestety, to się nam przytrafiło i przez to straciliśmy cenne punkty.
Czym, poza sportem, pan się interesuje?
- Interesuję się muzyką, a przede wszystkim takimi zespołami, jak Kult czy Kazik na Żywo.

Rozmawiał
Dariusz Kempski

Rozmowa z obrońcą RKS Fameg Grzegorzem Wódkiewiczem
Grzegorz Wódkiewicz urodził się 4 lutego 1971 roku w Strzelnie. Zanim trafił do RKS Fameg reprezentował barwy Zawiszy Bydgoszcz, Amiki Wronki i Zagłębia Lubin. W ekstraklasie rozegrał 191 spotkań, w których zdobył 5 bramek. Z żoną Joanną mają 5-letniego syna Arkadiusza.
Utrzymamy się w I lidze

Uprawiał pan inne dyscypliny, czy też od początku postawił Pan na piłkę nożną?
- Grałem tylko w piłkę nożną. Pochodzę z Gębic, małej miejscowości odległej o 70 km od Bydgoszczy. Była tam tylko drużyna seniorów Noteć Gębica, a ja jako młody chłopak chodziłem 2 razy w tygodniu na treningi z nimi. W piłkę grałem również na SKS-ach. "Prawdziwe" treningi rozpoczęły się dopiero, gdy zdałem do VII Liceum Sportowego w Bydgoszczy, w tamtejszej Zawiszy.
Jak szybko awansował Pan do drużyny seniorów?
- Debiutowałem w I lidze w październiku 1990 roku w meczu z Motorem w Lublinie za kadencji trenera Lecha Szymonowicza. Przegraliśmy wówczas 2:0. Jednak z seniorami trenowałem już 1,5 roku wcześniej, kiedy Zawiszę prowadził Władysław Stachurski.
Jak długo grał pan w Zawiszy?
- W I lidze graliśmy aż do sezonu 1993/1994, kiedy to spadliśmy do II ligi. Zawisza zresztą nigdy później nie awansowała do ekstraklasy, choć w następnym sezonie z Amiką Wronki jeszcze walczyliśmy o awans. W tym czasie oprócz wyżej wymienionych Zawiszę trenowali m.in. Bogusław Kaczmarek, Leszek Jezierski, Adam Topolski, Zbigniew Stefanik, Bronisław Waligóra, Ryszard Urbaniak, wszyscy mniej więcej po pół roku.
A jak trafił pan do Amiki Wronki?
- Pomógł mi w tym obecny reprezentant Polski Paweł Kryszałowicz. Pomagałem mu, gdy odbywał służbę wojskową w Zawiszy. On wcześniej poszedł do Wronek i wydaje mi się, że mnie tam zarekomendował. W pierwszych meczach w I lidze Amikę kolejno prowadzili Grzegorz Lato, Marian Kurowski, Wojciech Wąsikiewicz, Stanisław Gzil - najlepszy trener z jakimkolwiek pracowałem.
A dlaczego akurat trenera Gzila tak pan wyróżnia?
- Trener Gzil ma naprawdę bardzo dobry warsztat szkoleniowy, a ponadto jest wspaniałym człowiekiem. Chciał wprowadzić w Amice system zachodni, ale nie zdało to egzaminu i musiał odejść z klubu. Ogólnie, mimo to jest bardzo dobrym fachowcem.
Grał pan również w Zagłębiu Lubin?
- Tak. W sezonie 1997/1998 miałem półroczny epizod w Zagłębiu Lubin, do którego zostałem wypożyczony. Drużynę prowadził wówczas Andrzej Szarmach. W Zagłębiu rozegrałem 5 spotkań; złapałem kontuzję i powróciłem do Amiki, gdyż miałem z nią podpisany aktualny kontrakt, który później przedłużyłem o następne 2 lata.
Często był pan trapiony przez kontuzje?
- Miałem tylko jedną poważną kontuzję. Właśnie w Zagłębiu Lubin naderwałem wiązadło w stawie skokowym w lewej nodze, a pozostałe to źle postawione diagnozy. Wliczając rehabilitację nie grałem w piłkę przez 7 tygodni. Bywało, że stawianie diagnozy trwało nawet 3 miesiące, kiedy nie grałem, a nikt nie mógł powiedzieć jakiej doznałem kontuzji. Za pierwszym razem pojechałem do doktora Martensa do Belgii, gdzie dostałem zastrzyk i już po 3 dniach byłem gotowy do gry. Następnie znów w Polsce nikt nie mógł stwierdzić co mi dolega i pojechałem do doktora Schrenka do Austrii. Tam lekarz zrobił mi zabieg i już po 10 dniach byłem gotowy do gry. W tym przypadku również nie grałem przez 3 miesiące. W innych przypadkach jeździłem do warszawy, Piekar Śląskich na rezonans magnetyczny, prowadzono mi inne badania, a prawda jest taka, że poważną kontuzję miałem tylko raz. Mam widocznie organizm, który trudno zdiagnozować.
Amika największe sukcesy odniosła chyba za kadencji trenera Stefana Majewskiego?
- Tak, choć jeszcze gdy byłem w Zagłębiu, Amika w 1998 roku pod okiem trenera Wąsikiewicza zdobyła Puchar Polski i Superpuchar. Po moim powrocie do Wronek Amikę później trenowali Marian Kurowski, Mieczysław Broniszewski, ponownie Kurowski, przejściowo Jurij Szatałow, a od maja 1999 roku, aż do końca ubiegłego sezonu Stefan Majewski. Właśnie za jego kadencji 2-krotnie zdobyliśmy Puchar Polski, a w 1999 roku Superpuchar. Amica tym samym została drugą drużyną, która 3 razy z rzędu zdobyła Puchar Polski.
Występowaliście również w Pucharach Europejskich?
- Tak. W sezonie 1998/1999 odpadliśmy w 1/16 finału Pucharu Zdobywców Pucharów z holenderskim SC Heerenveen. Rok później w Pucharze UEFA wyeliminowaliśmy Bröndby Kopenhaga, a odpadliśmy w 1/32 finału przegrywając 2-krotnie z Atletico Madryt. W ubiegłym sezonie odpadliśmy na tym samym etapie rozgrywek z Herthą BSC Berlin.
Poprzedni sezon nie był dla pana udany?
- Tak, w lidze i w pucharach do momentu przytrafienia mi się urazu w październiku. Po powrocie do pełnej dyspozycji zostałem odsunięty do drugiej drużyny Amiki przy czym nie zadecydowały o tym moje umiejętności sportowe, a inne sprawy, o których nie chciałbym mówić.
W I lidze zdobył pan, jak na razie, 5 bramek. Pamięta pan tę pierwszą?
- Tak. W listopadzie 1993 roku w meczu z Pogonią w Bydgoszczy zdobyłem prowadzenie na 1:0. Niestety w drugiej połowie wyrównał Robert Dymkowski i zremisowaliśmy 1:1.
A jak trafił pan do Radomska?
- Po pierwszym meczu zadzwonił do mnie trener Piotr Mandrysz, a jak się dalej potoczyło, o to trzeba zapytać kogoś innego.
Został pan definitywnie wykupiony?
- Tak. Ponieważ od 1 września mają wejść nowe przepisy transferowe i kluby nie chcą wypożyczać piłkarzy. Musiałbym mieć podpisany kontrakt z Amiką, a on zakończył się 1 lipca. Ani ja, ani Amika, nie chcieliśmy dalej ze sobą współpracować, 6 lat to wystarczający okres.
A jak pan oceni start RKS Fameg w ekstraklasie?
- Trudno jest mi oceniać mecze, których nie widziałem. Wydaje mi się, że gdybyśmy mieli więcej szczęścia to mielibyśmy 2 lub 3 punkty więcej. Wtedy byłoby zupełnie inaczej. Beniaminek ma zawsze gorzej od pozostałych zespołów. Są przecież o wiele większe miasta od Radomska, gdzie nie ma ekstraklasy. Z drugiej strony w mniejszych miastach jak Wronki, czy Grodzisk Wielkopolski, są stabilne zespoły, dlatego też wszyscy patrzą tam na piłkę z umiarem. Być może za jakiś czas w Radomsku będzie podobnie.
Jak ocenia pan szanse na utrzymanie w I lidze?
- Gdybym nie widział szans na utrzymanie w ekstraklasie, to nie skorzystałbym z tej oferty. Uważam, że spokojnie utrzymamy się w I lidze.
Wiadomo - najważniejsze jest utrzymanie. Czy w związku z tym rozgrywki pucharowe potraktujemy ulgowo?
- Nie. Nie można powiedzieć, że to są mniej ważne mecze, ale właśnie w nich powinni się sprawdzać nowi zawodnicy, może będą następni, i zmiennicy. Wszystko powinno się wygrywać. Pucharowe spotkania pomogą w zgraniu się zespołu.
Jak długo jeszcze zamierza pan zajmować się piłką?
- Jak tylko mi na to zdrowie pozwoli. Myślę, że jakieś 5 lub 6 lat.
A czy po zakończeniu kariery zostanie pan przy tej dziedzinie sportu?
- Tak. Studiuję, wspólnie z kilkoma kolegami z drużyny, przy Akademii Wychowania Fizycznego w Gdańsku. Chcę zrobić stopień trenera II klasy. Studia trwają 2 lata dla zawodników czynnie grających w piłkę. Zjazdy odbywają się w okresie letnim i zimowym, w przerwie między rozgrywkami.
W której lidze może pracować trener II klasy?
- W I lidze tylko trener II klasy musi mieć licencjat, czyli uprawnienia praktyczne, jako drugi trener chyba przez 5 lat lub prowadzić zespół III-ligowy.
Czym się pan interesuje?
- Wszystko praktycznie poświęcone jest piłce nożnej i rodzinie. Interesuję się wszystkimi dziedzinami sportu. Na bieżąco jestem ze wszystkimi najważniejszymi imprezami sportowymi. Oprócz piłki najwyżej stawiam żużel, z tego chyba względu, że Tomek Gollob jeździ w Bydgoszczy. Jak tylko mam czas, to jestem na każdym ligowym meczu w Bydgoszczy, czy w Częstochowie. Ponadto interesuję się samochodami.
Najdłużej grał pan w Bydgoszczy i we Wronkach. Jak by pan porównał naszych kibiców z tamtejszą publiką?
- W Radomsku dzieje się coś podobnego jak we Wronkach. Trafiłem do Wronek tuż po awansie do I ligi. Wszystko, podobnie jak tutaj, powstawało po kolei. Nie było u nas boiska treningowego, a już jest, tak samo z trybunami. Z kibicami, wydaje mi się, też jest bardzo podobnie. W takich miastach jak Wronki, czy Radomsko, potrzeba trochę czasu, aby powstał klub kibica z prawdziwego zdarzenia. We Wronkach próbowano to zrobić, ze 6 lat, były Europejskie Puchary, i się nie udało. Ludzie przychodzą mecze oglądać, a nie dopingować. W pierwszych latach Amiki w I lidze we Wronkach też był większy entuzjazm, niż teraz. Przede wszystkim Radomsko jest większą miejscowością. We Wronkach mieszka 12-13 tysięcy ludzi, a w Radomsku około 60 tysięcy. W związku z tym u nas na mecze może przyjść większa liczba kibiców.
Jak pan poznał swoją małżonkę?
- Poznaliśmy się jeszcze w Bydgoszczy. Żona uprawiała lekkoatletykę, ale nie miała większych osiągnięć i dość szybko przerwała swoją karierę.

Rozmawiał Dariusz Kempski


Sypniewski w RKS Fameg
W ubiegłym tygodniu nowym piłkarzem RKS Fameg został były reprezentant Polski - Igor Sypniewski.
Urodzony 11 października 1974 roku, mierzy 182 cm i jest napastnikiem. Piłkarz ma za sobą kilka sezonów w polskiej ekstraklasie. M.in. w sezonach 1993/1994 i następnym w barwach ŁKS Łódź rozegrał tylko 2 spotkania. Następnie przeszedł do Ceramiki Opoczno, gdzie odzyskał wysoką skuteczność. W sezonie 1995/1996 został, z 36 bramkami, królem strzelców ośmiu grup III ligi, a Ceramika wywalczyła awans do II ligi. Już w II lidze Sypniewski zdobył 22 gole, a wśród najskuteczniejszych strzelców wyprzedzili go tylko Jarosław Maćkiewicz z Elany Toruń i Wojciech Małocha z Petrochemii Płock. Po tym sezonie przeniósł się do Grecji do Panathinaikosu Ateny. W międzyczasie na pół roku był wypożyczony do Iraklionu, a ostatnio występował w OFI Kreta.
W 1999 roku Sypniewski zadebiutował w reprezentacji Polski prowadzonej wówczas przez Janusza Wójcika. 16 czerwca w 67. minucie zmienił Artura Wichniarka w meczu z Brazylią (0:2), który został rozegrany w Bangkoku. Nie było to jednak spotkanie oficjalne. Trzy dni później w 70. minucie zmienił Mariusza Nosala w meczu z Nową Zelandią (0:0) (w karnych nieoficjalnie 5:4 zwyciężyli Polacy), który również rozegrano w Bangkoku. Niestety, po przegranych eliminacjach do Mistrzostw Europy Sypniewski nie znalazł uznania w oczach nowego selekcjonera Jerzego Engela.
Nowy napastnik RKS Fameg jeszcze w lipcu miał oferty z włoskich klubów: Bolonii (Serie A) i Bari (Serie B). Później agencje podały, że Sypniewski zagra w Panoniosie Ateny. Jak się okazało - wszystkich ubiegł wiceprezes klubu z Radomska Tadeusz Dąbrowski i Sypniewski został piłkarzem RKS Fameg. (dk)

Debiut wychowanka
W ostatnich tygodniach w reprezentacji Polski U-17 prowadzonej przez trenera Krzysztofa Słabika (drugim trenerem jest Mirosław Bulzacki) zadebiutował wychowanek Radomszczańskiego Klubu Sportowego Cezary Stefańczyk, który urodził się 21 lutego 1984 roku w Radomsku.
Polacy w Niemczech pokonali tamtejszych rówieśników 2:1, a jedna z bramek dla polskiej reprezentacji padła właśnie z podania Stefańczyka. Po udanym debiucie piłkarz RKS Radomsko został przez selekcjonera powołany na Międzynarodowy Turniej Piłkarski, który odbędzie się w Nymburku w Czechach.
Jeśli Stefańczyk w dalszym ciągu będzie się tak rozwijał, to być może w przyszłości doczekamy debiutu, trzeciego po Jerzym Sadku i Janie Benigierze, radomszczanina w reprezentacji Polski seniorów.

(dk)

W ubiegłym tygodniu RKS Fameg wypożyczył kolejnych piłkarzy.

Kolejne wypożyczenia
Pierwszym z nich był trzeci bramkarz Damian Kozik (urodził się 9 stycznia 1982 roku w Tychach, a do naszego klubu trafił w styczniu 2001 roku), który w ubiegłym sezonie rozegrał 2 spotkania w II lidze, a ostatnio powołany został na konsultacje reprezentacji U-20 prowadzonej przez Edwarda Klejindinsta.
Drugim piłkarzem jest wychowanek RKS Radomsko (urodził się 5 marca 1972 roku w Piotrkowie Tryb.) Robert Kurek, który ostatnio grał w IV lidze śląskiej w Goliardzie Kościelec. Robert początkowo grał na pozycji napastnika, a za kadencji trenera Marka Wozińskiego (gdy ten po raz pierwszy pracował w Radomsku) został "przekwalifikowany" na obrońcę. Przez kilka lat występów w II lidze zdobył dla RKS Fameg 8 bramek. Obaj piłkarze zostali wypożyczeni do II-ligowego KS Myszków, a zadebiutowali już w Myszkowie w meczu z Ceramiką Opoczno (1:1), który został rozegrany w środę 5 września. Kurek zdążył już nawet złapać żółty kartonik.

Gol Sypniewskiego
Pogoń Szczecin - RKS Fameg 2:1 (1:0)
1:0 19 min Dymkowski
1:1 71 min Sypniewski
2:1 84 min Podbrożny
n Pogoń Szczecin: Olszewski - Bednarz, Węgrzyn, Gęsior, Stolarczyk - Pokładowski (78 Wolburg), Biliński (46 Ława), Kaczorowski, Kosmalski (53 Kalenga) - Podbrożny, Dymkowski. Trener: M. Kuras.
n RKS Fameg: Borkowski - Nowak (46 Kowalczyk), Prokop, Julcimar, Wódkiewicz - Myśliński, Leszczyński, Kalita, Trzeciak (82 Lewandowski) - Dziuba (46 Sypniewski), Folc. Trener P. Mandrysz.
Żółte kartki: Bednarz, Stolarczyk, Pokładowski (Pogoń) i Prokop (RKS).
Czerwona: Prokop (RKS) w 90 min za drugą żółtą.
Sędziował: P. Wieczerzak z Krakowa.
Widzów ok. 3000.

W przeciwieństwie do meczu inauguracyjnego w Radomsku, gdzie Pogoń była zdecydowanym faworytem i gładko pokonała radomszczan 3:0, piłkarze RKS jechali do Szczecina osiągnąć korzystny wynik. Zespół został wzmocniony kilkoma doświadczonymi i klasowymi piłkarzami, a ponadto w Szczecinie planowany był debiut Igora Sypniewskiego, byłego gracza ŁKS, Ceramiki i Panathinaikosu Ateny. Pierwszą połowę RKS miał zagrać asekuracyjnie i z kontry, by nie stracić bramki. Jednak taktyka gości musiała ulec korekcie po stracie gola w 19 minucie, kiedy zagapienie Prokopa wykorzystał Dymkowski strzelając gola. W pierwszej połowie goście tylko raz poważnie zagrozili bramce Olszewskiego, kiedy piłkę zmierzającą po strzale Trzeciaka pod poprzeczkę na rzut rożny sparował bramkarz. Pogoń w tej części meczu przeważała, a w 38 minucie Podbrożny trafił piłką w spojenie słupka i poprzeczki. Po przerwie trener Mandrysz wprowadził dwóch napastników Kowalczyka i Sypniewskiego i stroną atakującą był RKS. Sporo zamieszania w szykach obronnych gospodarzy stwarzał swoją grą debiutujący Sypniewski, którego z trudem powstrzymywali defensorzy Pogoni. Gracze szczecińscy bronili dostępu do własnej bramki sporadycznie wyprowadzając kontry. W 71 min. Sypniewski otrzymał dokładne podanie z głębi pola szybkim rajdem i zwodem minął z piłką Węgrzyna i będąc niemal na linii kończącej plac gry z zerowego kąta pokonał Olszewskiego wyrównując stan meczu.
Kilka minut później gorąco zrobiło się pod bramką RKS. po przyjęciu futobolówki na piersi przez Leszczyńskiego w polu karnym arbiter wskazał na rzut karny oceniając, że piłkarz RKS zagrał ręką. Obrońcy RKS zaczęli protestować a Gąsior ustawił piłkę na punkcie oznaczonym "jedenaście" metrów, natomiast arbiter po konsultacji z asystentem zmienił decyzję i zarządził rzut sędziowski i w ten sposób utrzymywał się nadal remis. Na sześć minut przed zakończeniem spotkania Leszczyński stracił piłkę w środku pola na rzecz Kaczorowskiego, którego próbował zatrzymać jeszcze Myśliński, ale również nieskutecznie i rozgrywający gospodarzy zagrał dokładnie w pole karne do Podbrożnego, który z bliska nie dał szans Borkowskiemu i ustalił wynik meczu. W przedłużonym już czasie gry Radosław Kowalczyk uciekł z piłką prawą stroną boiska, minął obrońców i strzelił wzdłuż linii bramkowej. Piłkę przejął Olszewski i arbiter po tej akcji zakończył mecz.
Szkoda straconych punktów, remis był w zasięgu ręki. Udanie zadebiutował Sypniewski, który potwierdził duże możliwości i bez wątpienia stanowi ogromne wzmocnienie siły ataku RKS. Trzeba teraz popracować nad grą drugiej linii, aby dokładnie wspierała napastników. Zbyt dużo niecelnych podań zanotował Kalita. następne spotkanie RKS Fameg rozegra 22 września (sobota) o godz. 16.00 w Radomsku ze Stomilem Olsztyn.
Jerzy Strzembosz

I liga
Grupa A
Górnik Zabrze - Polonia Warszawa 0:0; Wisła Kraków - KSZO Ostrowiec 0:1; GKS Katowice - Odra Wodzisław 4:2; Zagłębie Lubin - Widzew Łódź 2:0.
1. Wisła Kraków 8 16 17-8
2. Polonia Warszawa 8 13 14-8
3. Zagłębie Lubin 8 13 12-10
4. Odra Wodzisław 8 13 13-12
5. KSZO Ostrowiec 8 11 9-7
6. GKS Katowice 8 11 12-15
7. Górnik Zabrze 8 6 6-12
8. Widzew Łódź 8 6 5-16
Grupa B
Legia Warszawa - Śląsk Wrocław 3:4; Groclin Grodzisk - Amica Wronki 1:1; Pogoń Szczecin - RKS Radomsko 2:1; Stomil Olsztyn - Ruch Chorzów 0:1.
1. Amica Wronki 8 18 16-8
2. Pogoń Szczecin 8 15 10-7
3. Legia Warszawa 8 13 20-10
4. Śląsk Wrocław 8 11 14-13
5. Groclin Grodzisk 8 11 11-11
6. Ruch Chorzów 8 8 6-14
7. RKS Radomsko 8 6 5-10
8. Stomil Olsztyn 8 5 7-16


Rozmowa z piłkarzem RKS Fameg Julcimarem de Souzą

Kibice nam pomagają

Od kiedy grasz w piłkę nożną?
- Od 8 roku życia. Trochę grałem w drużynie amatorskiej, ale przez większość czasu w trampkarzach, młodzikach i juniorach pierwszoligowego Atletico Mineiro.
Kiedy pojawiłeś się u nas w kraju?
- W styczniu 1997 roku. Wypatrzyli mnie trenerzy ze szkółki piłkarskiej Piotrcovii Ptak. W sumie było w tym trochę przypadku. Do Brazylii przyjechali trenerzy z Polski i dla nich zorganizowano turniej. Dwie godziny przed meczem zadzwonił do mnie jeden z trenerów i zaproponował mi grę. Widocznie wypadłem dobrze, bo po tym turnieju przyjechałem do Polski.
Na początku zapewne miałeś kłopoty z porozumiewaniem się?
- Tak. Język polski jest bardzo trudny, a jak tu przyjechałem nie miałem o nim zielonego pojęcia. Na szczęście w Polsce studiował i pracował w szkółce piłkarskiej mój kolega Josuel Mesias Santos, który mi dużo pomógł. Nawet na treningach były problemy z porozumiewaniem się, ale on zawsze służył pomocą.
Zostałeś więc piłkarzem Piotrcovii Ptak?
- Najpierw byłem w szkółce piłkarskiej Antoniego Ptaka, ale po trzech, czy czterech miesiącach wypatrzył mnie tam ówczesny trener III-ligowej Piotrcovii Ptak, Bogusław Pietrzak i zacząłem grać w jego drużynie. W tym sezonie wywalczyliśmy awans do II ligi.
Jak potoczyła się Twoja dalsza kariera?
- Następnie na pół roku zostałem wypożyczony do Lechii/Polonii Gdańsk, która występowała w II lidze i wróciłem do Piotrcovii Ptak. W przerwie zimowej między rozgrywkami ŁKS Ptak jechał na obóz przygotowawczy do Portugalii. Okazało się, że było tam jedno wolne miejsce i dzięki temu pojechałem z drużyną do Portugalii. Trenowałem tam bardzo solidnie, dobrze wypadałem w meczach sparingowych i trener Bogusław Pietrzak, który właśnie prowadził ŁKS Ptak postanowił wziąć mnie do I ligi. W Łodzi rozegrałem 13 spotkań, z czego większość w pełnym wymiarze początkowo pod okiem trenera Pietrzaka, a od drugiej połowy kwietnia 1999 roku, Ryszarda Polaka. Sezon zakończyliśmy na 11 miejscu. Jednak potem okazało się, że nie będę podstawowym zawodnikiem i po rozmowach z Antonim Ptakiem zostałem wypożyczony do II-ligowego Świtu Nowy Dwór Maz. Tam rozegrałem pięć, sześć spotkań i przeszedłem do Groclinu Dyskobolii Grodzisk Wlk., który występował w I lidze. Zespół trenował Marcin Bochynek, a później na krótko Jerzy Kasalik. Rozegrałem tam tylko 3 mecze w I lidze i kilka w pucharach. Nie poszło mi za dobrze, a gdy Groclin przejął w październiku 1999 roku Janusz Białek nie zagrałem już ani minuty. Tuż przed końcem rundy jesiennej wróciłem do Łodzi. W przerwie zimowej pojechaliśmy na obóz przygotowawczy do Brazylii. Miałem kłopoty ze znalezieniem sobie miejsca w podstawowym składzie i postanowiłem zostać na pół roku u rodziny w Brazylii, a ŁKS w sezonie 1999/2000 spadł do II ligi.
Kiedy ponownie zawitałeś do Polski?
- Wróciłem w czerwcu 2000 roku i zacząłem trenować z III-ligową Piotrcovią Ptak. Rozegrałem tam cztery, czy pięć spotkań i znów wróciłem do ŁKS-u, tym razem do II ligi.
Z tego co się orientuję miałeś w tym roku podpisaną umowę z ŁKS-em, a mimo to grasz w Radomsku. Jak to się stało, że jesteś teraz piłkarzem RKS Fameg?
- Dla mnie gra w III-ligowej Piotrcovii Ptak, tysiące kilometrów od Brazylii, była bez sensu. Dlatego też wspólnie z Marcinem Krysińskim, Michałem Łabędzkim i Michałem Buchowiczem zostałem za darmo wypożyczony do ŁKS-u Łódź. Po rozpoczęciu rozgrywek ekstraklasy prezes RKS Tadeusz Dąbrowski zadzwonił do Antoniego Ptaka. Wspólnie działacze Piotrcovii Ptak, ŁKS-u i RKS Fameg ustalili, że dla mnie będzie lepiej, gdy będę grał w ekstraklasie, a nie w II lidze.
Do kiedy masz podpisaną umowę z RKS Fameg?
- Jak na razie do 30 listopada 2001 roku, a co będzie później to czas pokaże.
Jak Ci się podoba Radomsko?
- Radomsko bardzo różni się od Łodzi. W Łodzi było mi bardzo dobrze. Miałem dużo znajomych, mieszka tam dużo kolegów z Brazylii. Radomsko jest o wiele mniejsze, ale nie narzekam. Mam tutaj bardzo dobre warunki i to jest dla mnie najważniejsze.
Któremu z trenerów najwięcej zawdzięczasz?
- Trudno jest na to odpowiedzieć, gdyż każdy trener ma swój warsztat szkoleniowy, charakter. Na pewno każdy z nich coś wniósł do mojej przygody z futbolem. Dużo pracowałem pod okiem trenera Bogusława Pietrzaka i właśnie on z polskich trenerów najwięcej mi pomógł. W Radomsku jestem dopiero półtora miesiąca i muszę powiedzieć, że również Piotr Mandrysz jest bardzo dobrym trenerem, dlatego iż sam grał w piłkę. Dobrze wie jak ma postępować z piłkarzami. Bardzo dobrze, że rozmawia ze wszystkimi zawodnikami.
Czy w trakcie Twojej kariery miałeś poważniejsze kontuzje?
- Na szczęście nie. Tylko raz skręciłem kostkę, ale nie było to nic poważnego.
Jak oceniasz start RKS Fameg w ekstraklasie?
- Wiadomo, że zawsze beniaminek w I lidze ma gorzej niż inne zespoły. Tutaj gra się inaczej niż w II lidze. Debiut z Pogonią Szczecin nie był zbyt udany. Przegraliśmy 0:3, ale był to tylko jeden mecz. Później było już lepiej. Zremisowaliśmy w Olsztynie ze Stomilem, ale przytrafiła się porażka z Groclinem Dyskobolią Grodzisk Wlk. Uważam, że nie powinniśmy tego meczu przegrać, a co najmniej zremisować. Ale taka jest piłka nożna. Kiedy nie strzela się bramek i kiedy traci się takiego głupiego gola, to nie można wygrać. W spotkaniu z Ruchem Chorzów już pokazaliśmy, że nie jesteśmy takim słabym zespołem, jak to mówili i pisali wszyscy dziennikarze. W tym meczu jak również Warszawie z Legią pokazaliśmy się z dobrej strony. Wydaje mi się, że w Warszawie mieliśmy pecha. Mieliśmy co najmniej 7 sytuacji stuprocentowych i gdybyśmy wykorzystali choć jedną z nich, to zremisowalibyśmy spotkanie. Taka jest piłka. Nie zawsze lepszy klub wygrywa.
Najważniejsze jest utrzymanie klubu w I lidze. Czy w związku z tym odpuścicie rozgrywki pucharowe?
- Z tego co się orientuję, nie będziemy odpuszczać żadnych spotkań. Dlatego też przynajmniej w Pucharze Ligi będziemy chcieli wygrywać i awansować dalej.
Jakie są według Ciebie szanse na utrzymanie RKS Fameg w ekstraklasie?
- W ostatnich meczach pokazaliśmy się już z dobrej strony. Kiedy poprawi się nasza skuteczność, to uważam, że nie będziemy mieli jakichkolwiek problemów z utrzymaniem w I lidze.
Jak przyjęli cię kibice w Radomsku?
- To jest bardzo miłe, że kibice przyjęli mnie bardzo dobrze. Widzę, że chcą mnie, i całemu zespołowi pomagać, dlatego dziękuję im za tak gorące powitanie. Podobnie przyjęli mnie sami piłkarze. Wszyscy rozmawiają ze mną i traktują mnie na równi. Bardzo się cieszę z tego, że mogę w Radomsku spokojnie pracować.
Spróbuj porównać ligę brazylijską i ligę polską?
- Ligi te bardzo różnią się od siebie. Tutaj gra się bardzo szybko i ostro. Ponadto dużo jest walki bark w bark i przede wszystkim trzeba dużo biegać. Natomiast w Brazylii gra się klasycznie. Wiadomo wszyscy są bardzo dobrze wyszkoleni technicznie. Jest wiele pojedynków jeden na jeden. Na tym polega zasadnicza różnica między ligą brazylijską a polską.
Co robisz w wolnych chwilach?
- Bardzo lubię oglądać telewizję. Ponadto mam Play Station i często gram. Oglądam również filmy na wideo. Często po kilka godzin przesiaduję w kawiarni Internetowej, aby dowiedzieć się, co dzieje się w Brazylii w sporcie czy w polityce. Kilka tygodni temu zaczęła się tam liga, ja jestem kibicem Atletico Mineiro i na bieżąco śledzę ich wyniki. Ponadto czytam gazety i tak zabijam czas.

Rozmawiał Dariusz Kempski

Puchar Polski
W środę 12 września na czterech stadionach rozegrane zostały mecze rundy wstępnej Pucharu Polski.
Wyniki
KS Myszków - Dolcan Ząbki 7:0 (2:0); Zagłębie Sosnowiec - Stal Stalowa Wola k. 5:6, 2:2 d (0:1, 1:1); Hetman Zamość - Lechia Gdańsk 3:0 (2:0); Polar Wrocław - Polonia Bytom 1:0 (0:0).
Wczoraj zostały rozegrane mecze 1/32 finału Pucharu Polski. RKS Fameg w Toruniu zmierzył się z tamtejszym TKP (wyniki i omówienie spotkania w następnym numerze).
Pozostałe pary: Orzeł Wojcieszów (okręg Dolnośląski) - Polar Wrocław, Orlęta Łuków (okręg Lubelski) - KSZO Ostrowiec Święt., Pogoń Świebodzin (okręg Lubuski) - Włókniarz Kietrz; Widzew II (okręg łódzki) - Hetman Zamość; Cracovia (okręg Małopolski) - Lech Poznań; KS Łomianki (okręg Mazowiecki) - Ceramika Opoczno; Małoparzew - Ozimek (okręg Opolski) - Tłoki Gorzyce, Stal Sanok (okręg Podkarpacki) - Górnik Łęczna; Wigry Suwałki (okręg Podlaski) - Świt Lukullus; Nowy Dwór Maz.; Kaszubia Kościerzyna (okręg Pomorski) - ŁKS Łódź; Rozbark Bytan (okręg Śląski) - Odra Opole; Pogoń Staszów (okręg Świętokrzyski) - KS Myszków; Polonia Elbląg (okręg Warmińsko-Mazurski) - GKS Bełchatów; Victoria Września (okręg Wielkopolski) - Stal Stalowa Wola i Pogoń II Szczecin (okręg Zachodniopomorski) - Górnik Polkowice.
(dk)

RKS wygrywa
RKS Fameg - Stomil Olsztyn 2:0 (1:0)
1:0 - 45. min Kalita
2:0 - 56. min Sypniewski
* RKS Fameg: Borkowski, Julcimar, Prokop, Wódkiewicz - Dziuba, Kalita, Trzeciak (56 Myśliński), Leszczyński (87 Klepczyński), Jóźwiak - Sypniewski, R. Kowalczyk (72 Folc). Trener - P. Mandrysz.
* Stomil: Wyłupski - Kłosowski, Lenart, Januszewski, Kościczuk - Berliński, K. Kowalczyk, Święcki (58 Preis), Szulik (67 Salami) - Holc, Bajera (76 Florek). Trener - M. Chojnacki.
Żółte kartki: Prokop, Wódkiewicz, Kalita, Leszczyński (RKS) i Januszewski, Preis (Stomil).
Sędziował - P. Siedlecki ze Szczecina.
Widzów ok. 3 tys.

Dla sąsiadujących w tabeli grupy B drużyn było to bardzo ważne spotkanie - oprócz 3 pkt. za zwycięstwo, w rundzie wiosennej przy równej liczbie zdobytych punktów liczy się także bilans spotkań pomiędzy drużynami. Goście bardzo solidnie przygotowali się do spotkania z RKS Fameg na tygodniowym zgrupowaniu, a piątkowa noc w hotelu "Milenium" w Gomunicach nie była szczęśliwa przed sobotnią potyczką, którą gładko przegrali. Piłkarze RKS tym razem zrezygnowali z bezpośredniego zgrupowania przed meczem i chyba nie była to błędna decyzja. Obie drużyny rozpoczęły spotkanie bardzo asekuracyjnie i nie decydowały się na frontalne ataki, bardziej zabezpieczając tyły. Stomil wystąpił z Holcem po długiej nieobecności piłkarza w Olsztynie, natomiast RKS bez reprezentanta młodzieżówki Marcina Nowaka, który leczy poważną kontuzję. Trener Mandrysz dał szansę od początku spotkania Radosławowi Kowalczykowi, a na ławce pozostał między innymi Mirosław Myśliński. W pierwszej fazie meczu gra toczyła się przeważnie w środkowej strefie boiska i akcje ofensywne przeprowadzane były sporadycznie. Niemniej już w 5. minucie Radosław Kowalczyk po dośrodkowaniu Trzeciaka strzelił obok bramki, a w 28. minucie Jóźwiak próbował zaskoczyć Wyłupskiego strzałem przewrotką, po którym piłka minęła światło bramki. Goście grali chaotycznie, jakby bez wiary w sukces i do przerwy oddali tylko jeden strzał na bramkę, w 35. minucie, który nie mógł zaskoczyć Borkowskiego. Wydawało się, że mało ciekawa pierwsza połowa meczu zakończy się bezbramkowym remisem. Zbliżała się 45. minuta spotkania. Jacek Trzeciak dośrodkował dokładnie na prawą stronę boiska do Mirosława Kality, który ładnym strzałem tuż obok prawego słupka zdobył prowadzenie dla RKS. Była to bramka "do szatni", tak bardzo deprymująca piłkarzy. Chwilę po zdobyciu gola przez RKS arbiter zakończył pierwszą połowę.
Image
Po przerwie stroną atakującą byli gospodarze. W 56. minucie akcję ofensywną zainicjował prawą stroną boiska bardzo aktywny w tym meczu Julcimar, który dośrodkował piłkę w pole karne, ta odbiła się po drodze od obrońcy gości i trafiła pod nogi Sypniewskiego, który mało myśląc silnie strzelił obok bramkarza i podwyższył wynik meczu na 2:0 dla RKS. Kilkanaście minut później przed szansą podwyższenia wyniku stanął Dziuba, ale nie sięgnął piłki po dośrodkowaniu Kowalczyka. W 74. minucie szarżującego na bramkę RKS Salamiego sfaulował Wódkiewicz i mimo rozpaczliwych protestów gości, arbiter podyktował tylko rzut wolny pośredni z linii 16 metrów. Jak potwierdził materiał filmowy, arbiter się nie pomylił. Rzut wolny skutecznie zablokował wracający pod własne pole karne Sypniewski i to była najlepsza sytuacja gości do zdobycia gola. Na pięć minut przed końcem Myśliński omal nie zaskoczył Wyłupskiego strzałem z dystansu i bramkarz gości, źle ustawiony, końcami palców sparował piłkę na rzut rożny. Zwycięstwo RKS w pełni zasłużone.
Jerzy Strzembosz

Liga I

Grupa A

KSZO Ostrowiec - Górnik Zabrze 1:2, Polonia Warszawa - Wisła Kraków 2:0, Widzew Łódź - GKS Katowice 2:0, Odra Wodzisław - Zagłębie Lubin 3:0.

1. Polonia Warszawa 9 16 16-8
2. Wisła Kraków 9 16 17-10
3. Odra Wodzisław 9 16 16-12
4. Zagłębie Lubin 9 13 12-13
5. KSZO Ostrowiec 9 11 10-9
6. GKS Katowice 9 11 12-17
7. Górnik Zabrze 9 9 8-13
8. Widzew Łódź 9 9 7-16

Grupa B

RKS Fameg - Stomil Olsztyn 2:0, Amica Wronki - Legia Warszawa 1:2, Śląsk Wrocław - Groclin Grodzisk 4:3, Ruch Chorzów - Pogoń Szczecin 3:0.

1. Amica Wronki 9 18 17-10
2. Legia Warszawa 9 16 22-11
3. Pogoń Szczecin 9 15 10-10
4. Śląsk Wrocław 9 14 18-16
5. Groclin Grodzisk 9 11 14-15
6. Ruch Chorzów 9 11 9-14
7. RKS Fameg 9 9 7-10
8. Stomil Olsztyn 9 5 7-18

Po meczu ze Stomilem powiedzieli...

*Marek Chojnacki
trener Stomilu Olsztyn, rekordzista wszech czasów pod względem liczby rozegranych meczów w ekstraklasie (456), 4-krotny reprezentant Polski
- Zawody nie stały na wysokim poziomie, ale wiadomo, jaka była stawka tego spotkania. Oba zespoły miały przed meczem bardzo mało punktów. Gratuluję drużynie RKS Fameg zwycięstwa, wygrała ten mecz zasłużenie.
*Piotr Mandrysz
trener RKS Fameg
- Dzisiejsze spotkanie miało duży ciężar gatunkowy. Obojętnie jak potoczą się dalsze rozgrywki, to zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że bezwzględnie spotkanie ze Stomilem musimy wygrać, aby jakiś komfort punktowy w przyszłości nad tym zespołem posiąść. W tej chwili mamy 9 punktów, oczywiście nie jest to dużo, ale cieszy mnie przede wszystkim zwycięstwo zespołu. Uważam, że wygraliśmy zasłużenie. Chociaż mecz nie układał się, szczególnie do przerwy, po naszej myśli. Sądzę, że bramka "do szatni" podłamała gości, a nam dała wiarę w to, że możemy to spotkanie wygrać. Od momentu gdy zdobyliśmy bramkę na 2:0, zespół grał tak, jak mógłbym się po nim spodziewać. Uważam, że piłkarze przeprowadzili kilka ładnych akcji i gra w naszym wykonaniu była już zdecydowanie lepsza.
l Paweł Holc
pomocnik Stomilu Olsztyn
- Straciliśmy bramkę w końcówce pierwszej połowy. Myślę, że to nas troszkę podłamało. W drugiej połowie było odwrotnie. Straciliśmy drugiego gola na początku drugiej odsłony. Można powiedzieć, że tak jakbyśmy stanęli, a gospodarze zaczęli grać. Ale biednemu wieje wiatr w oczy, bo uważam, że sędzia nie podyktował nam słusznego rzutu karnego. Wówczas jeszcze wynik byłby otwarty. Mimo wygranej RKS Fameg jestem pewien, że oba zespoły na wiosnę będą bronić się przed spadkiem, a czy się utrzymają, to jest mi trudno powiedzieć.
*Tomasz Borkowski
bramkarz RKS Fameg
- Myślę, że byliśmy drużyną lepszą. Stworzyliśmy więcej sytuacji. Na pewno bramka "do szatni" ustawiła ten mecz. W drugiej połowie staraliśmy się zagrać z kontry. Kilka niezłych kontr wyszło i po drugiej bramce było po meczu. Nie czuję się pewny na tej pozycji. Cały czas rywalizuję z Bodziem i myślę, że ta rywalizacja dobrze nam zrobi.
*Bogdan Jóźwiak
pomocnik RKS Fameg
- Był to bardzo ważny mecz z tego względu, że praktycznie walczyliśmy o 6 punktów, bo jest całkiem prawdopodobne, że możemy się spotkać ze Stomilem w grupie spadkowej, chociaż do rozegrania zostało jeszcze pięć spotkań. Mecz zakończył się dla nas szczęśliwie. Uważam, że wygraliśmy zasłużenie. W dniu dzisiejszym trener Mandrysz ustawił zespół bardziej ofensywnie, graliśmy innym systemem, dlatego też wyszedłem na boisko od pierwszej minuty. Trener dobiera skład pod przeciwników. Dzisiaj nie mieliśmy nic do stracenia. Musieliśmy ten mecz wygrać. Znów znalazłem się w podstawowym składzie. Mam nadzieję, że odzyskałem zaufanie trenera.
*Igor Sypniewski
napastnik RKS Fameg,
były reprezentant Polski
- Na pewno odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo. Trzeba się piąć w górę tabeli. W trzecim kolejnym meczu udało mi się zdobyć bramkę, to na pewno cieszy, z tego względu, że po trzech miesiącach wracam do formy. Myślę, że będą kolejne gole.
Dariusz Kempski

Puchar Polski

l RKS Fameg, pokonując w środę 19 września w Toruniu tamtejszy TKP (dawna Elana) 3:0 (1:0) w 1/32 finału Pucharu Ligi, zakwalifikował się do kolejnej rundy tych rozgrywek, w których zmierzy się 10 października w Świebodzinie z Pogonią. Pozostałe wyniki:
- wtorek 18 września (jeden mecz)
Wigry Suwałki - Świt/Lukullus Nowy Dwór Maz. 1:2 (0:1); Widzew II Łódź - Hetman Zamość 0:2 (0:2);
- środa 19 września (jeden mecz)
Polonia Elbląg - GKS Bełchatów 2:1 (0:1); Orzeł Wojcieszów - Polar Wrocław 1:4 (1:1); Orlęta Łuków - KSZO Ostrowiec Świętokrzyski 2:5 (1:1); Pogoń Świebodzin - Włókniarz Kietrz 0:0 k. 2:1; Cracovia Kraków - Lech Poznań 2:2 (2:1) k. 1:4; KS Łomianki - Ceramika Opoczno 1:6 (1:0); Małapanew Ozimek - Tłoki Gorzyce 1:1 (0:0) k. 4:3; Stal Sanok - Górnik Łęczna 0:1 (0:1); Kaszubia Kościerzyna - ŁKS Łódź 1:3 (0:0); Rozbark Bytom - Odra Opole 1:3 (0:2), Pogoń Staszów - KS Myszków 2:3 (1:1), Victoria Września - Stal Stalowa Wola 1:0 (0:0), Pogoń II Szczecin - Górnik Polkowice 1:3 (0:0).
l W środę 19 września zostały rozegrane mecze 1/16 finału Pucharu Polski na szczeblu okręgu piotrkowskiego. Wystartowały tam drużyny z powiatu radomszczańskiego.
Wyniki
Świt Kamieńsk - Czarni Rozprza 1:0 (Karol Konopka); Orzeł Wola Wiązowa - RKS II Radomsko 0:5 (2 Rafał Bałecki, Grzegorz Marchewka, Maciej Ciesielski, Krzysztof Kowalski); Gaik Niedośpielin - Włókniarz Moszczenica 4:0 (2 Przemysław Kornacki, Marcin Wrótniak, Mirosław Kaczmarek); Polonia Rokiciny - Stasiak BAK-POL Gomunice 0:4 (Mirosław Stasiak, Bartłomiej Owczarek, Jacek Kuliberda, Hubert Kościukiewicz); Vis Gidle - Astoria Szczerców (mecz się nie odbył); Pilica Przedbórz - Skalnik Sulejów 1:0 (Marek Jończyk).
Dokończenie tej rundy zaplanowano na środę 26 września. Właśnie tego dnia m.in. Ruch Chrzanowice podejmował u siebie Ceramikę II Woy Bukowiec Opoczyński. Wynik podamy w następnym numerze.
(dk)

Jelonkowski wypożyczony

W ubiegłym tygodniu napastnik RKS Fameg Janusz Jelonkowski został wypożyczony do II-ligowego GKS-u Bełchatów.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Niedziela, 22 Kwi 2007, 09:12 
Offline
Master of Typer 2003
Awatar użytkownika

Rejestracja: Niedziela, 25 Sie 2002, 20:01
Posty: 240
Miejscowość: Radomsko
Fameg wygrywa na wyjeździe
Groclin Grodzisk Wielkopolski - RKS Fameg 0:2 (0:0)
0:1 64. min Sypniewski
0:2 84. min Folc
n Groclin: Robakiewicz - Kozioł, Nocoń, Witkowski - Szymczyk, Janeczek, Kacprzak, Paszulewicz (43 Lamptey), Prusek (57 Piegzik) - Kłosiński (62 Araszkiewicz), Rasiak. Trener - E. Lorens.
n RKS: Borkowski - Lewandowski (69 Myśliński), Julcimar, Wódkiewicz - Jóźwiak, Klepczyński, Kalita, Leszczyński, Dziuba - Sypniewski (89 Trzeciak), Kowalczyk (84 Folc). Trener P. Mandrysz.
Żółta kartka - Borkowski (RKS).
Czerwona - Lamptey (Groclin) w 75. minucie za brutalny faul na Julcimarze.
Sędziował P. Kotos z Wrocławia.
Widzów ok. 1300.

RKS Fameg jechał do Grodziska Wielkopolskiego z mocnym postanowieniem walki o zwycięstwo, bo tylko zdobycie trzech punktów dawało szansę zajęcia czwartej lokaty, premiowanej grą w rundzie wiosennej w tzw. bezpiecznej grupie. Goście rozpoczęli spotkanie bardzo ostrożnie z Adrianem Klepczyńskim, który miał za zadanie indywidualne opiekować się Grzegorzem Rasiakiem i w pełni wywiązał się z tego obowiązku. Zresztą wystawienie od początku Klepczyńskiego zaskoczyło gospodarzy, a szczególnie Rasiaka, który nie mógł przewidzieć, że będzie miał takiego opiekuna, który wyłączy go całkowicie z gry. Goście - bez kontuzjowanego Marcina Nowaka i pauzującego za kartki Prokopa, a gospodarze - już z Robakiewiczem w bramce i Kłosińskim w ataku. Pierwsza połowa spotkania mało ciekawa, gra toczyła się w większości w środku pola, ale jako pierwsi celny strzał na bramkę oddali w 20. minucie goście. Na szczęście dla Robakiewicza futbolówka po strzale Sypniewskiego zatrzymała się na słupku. Chwilę później po strzale Kality prowadzenie mogli uzyskać radomszczanie, ale tym razem skutecznie interweniował Robakiewicz. W tej części gry gospodarze ani raz nie zagrozili bramce Borkowskiego. Pierwsza połowa meczu zakończyła się wynikiem bezbramkowym.
W drugiej połowie obraz gry nie uległ zmianie, gospodarze próbowali atakować, ale czynili to chaotycznie, a goście umiejętnie rozbijali ich ataki. W 64. minucie zdarzyła się dość nietypowa sytuacja. Piłkę z własnego pola karnego wykopnął daleko do przodu Lewandowski, tuż przy linii bocznej boiska po lewej stronie futbolówkę przejął Radosław Kowalczyk, a Kozioł był przekonany, że piłka opuściła boisko i chciał piłką rezerwową rozpocząć grę z autu. Tymczasem Kowalczyk zdążał już pod bramkę Robakiewicza. Napastnik RKS dostrzegł w polu karnym Sypniewskiego, do którego dograł dokładnie, ten ostatni minął zwodem obrońcę gospodarzy, "położył" na ziemi Robakiewicza i celnie strzelił do bramki. Gospodarze po stracie gola rzucili się do rozpaczliwych i brutalnych ataków. W 75. minucie Lamptey brzydko sfaulował Julcimara i arbiter bez wahania pokazał zawodnikowi Groclinu czerwoną kartkę, w efekcie czego musiał on opuścić boisko. Na sześć minut przed końcem trener Mandrysz dał odpocząć Kowalczykowi i w jego miejsce wprowadził Folca, który już przy pierwszym kontakcie z piłką zdobył drugiego gola dla RKS, po dokładnym zagraniu piłki przez Sypniewskiego. RKS miał szansę na trzecią bramkę, gdy grając z kontry, trzech zawodników gości zmierzało na bramkę Robakiewicza, ale Julcimar strzelił prosto w ręce wybiegającego bramkarza. Sędzia przedłużył spotkanie o sześć minut i w przedłużonym czasie gry Araszkiewicz nie zdobył nawet honorowej bramki dla gospodarzy, bo Borkowski popisał się skuteczną interwencją. RKS wypracował więcej sytuacji do zdobycia goli i wygrał zasłużenie, a Igor Sypniewski zdobył już czwartą bramkę i staje się liderem zespołu.
W następnej kolejce RKS Fameg spotka się dopiero 13 października (sobota) o godz. 16.00 w Chorzowie z Ruchem, a wcześniej 10 października o godz. 14.30 w meczu o Puchar Polski w Świebodzinie z Pogonią. W meczu mistrzowskim RKS Fameg zobaczymy w Radomsku w meczu z Legią Warszawa, ale termin tego spotkania zostanie dopiero ustalony z uwagi na grę Legii w Pucharze UEFA.
W Pucharze Ligi RKS Fameg wyeliminował Ruch Chorzów wygrywając u siebie 3:0 (na wyjeździe było 0:0) Bramki: 81 i 90 Folc, 90 Sypniewski.
Jerzy Strzembosz (dk)

Rozmowa z piłkarzem RKS Fameg Jackiem Trzeciakiem
W Radomsku będzie I liga

Jak na piłkarza jest Pan bardzo szybki. Czy w związku z tym trenował Pan lekkoatletykę?
- Nie. Wcześniej niczego nie trenowałem. Zawsze lubiłem grać w piłkę nożną, podobnie jak mój ojciec, chociaż nie miał on jakichś większych osiągnięć. W domu rozmawialiśmy często o piłce i dlatego postanowiłem spróbować swoich sił w tym sporcie.
A kiedy to było?
- Od kiedy sięgam pamięcią. Jeszcze w szkole podstawowej wspólnie z kolegami graliśmy w piłkę, a dopiero gdy osiągnąłem wiek juniora dostałem się do małego klubu LKS Wojnowice, skąd zresztą pochodzę. Dość krótko grałem w lidze juniorów i już w wieku 15 lat trener seniorów Rudolf Pitrasz wziął mnie do swojego zespołu. LKS Wojnowice był w A-klasie.
Ile czasu Pan tam występował?
- Grałem w klasie A przez 2 lata, a później przeszedłem do przyzakładowego klubu Rafako Racibórz. Zmieniłem klub dlatego, ponieważ chodziłem tam do szkoły i przede wszystkim Rafako grało o dwie klasy wyżej, w okręgówce. Wówczas między okręgówką, a klasą A była jeszcze tzw. terenówka. Aż do czasu kiedy w wieku 18 lat poszedłem do wojska grałem w podstawowym składzie.
Kto Pana trenował w Rafako?
- Najpierw był to Jerzy Dudek, który wywalczył awans z terenówki do okręgówki. Po roku czasu drużynę przejął Zbigniew Hryckiewicz.
Trafił Pan do jakiegoś wojskowego klubu?
- Nie. W trakcie 2-letniej służby wojskowej nie robiłem zupełnie nic związanego ze sportem. Szczerze mówiąc nie miałem wtedy żadnych znajomości i nawet nie szukałem klubu wojskowego. Po prostu otrzymałem powołanie i poszedłem do wojska.
A gdzie odbywał Pan służbę wojskową?
- Najpierw w Chorzowie, a później byłem przerzucany kolejno do Katowic, Radzionkowa i Gliwic.
Dlaczego zdecydował się Pan ponownie spróbować swoich sił na boisku?
- Po wojsku otrzymałem dobrą pracę w Rafako, ale pod warunkiem, że ponownie zacznę grać w piłkę. Początkowo nie byłem zbytnio przekonany do tego, gdyż chciałem troszeczkę odpocząć, ale skoro załatwiono mi pracę to postanowiłem wznowić treningi. Bodajże po roku czasu otrzymałem propozycję z Górnika Pszów, który był wówczas w III lidze, ale nie skorzystałem z tego z jednej podstawowej przyczyny. Chodziło mi przede wszystkim o pracę. Nigdy nie myślałem, że zwiążę się z piłką zawodowo, dlatego też cały czas uciekałem od tego. Po kolejnym roku znów otrzymałem propozycję z Górnika Pszów, a także z Rymeru Niedobczyce, ale cały czas odmawiałem.
Kto trenował Rafako po odbyciu przez Pana służby wojskowej?
- Trenerzy oczywiście zmieniali się. Najpierw był Bolesław Buchalik, a później drużynę przejął radomszczanin i były reprezentant Polski Jan Benigier. Za jego kadencji plasowaliśmy się w czubie tabeli i trener otrzymał propozycję z II-ligowych Szombierek Bytom. Po jego odejściu drużynę przejął Franciszek Krótki, a na koniec Jerzy Michajłow.
W końcu jednak zmienił Pan klub?
- Tak. W wieku 25 lat przeszedłem właśnie do III-ligowego Rymeru Niedobczyce, ale tylko z powodów, że tak powiem, odgórnych. Po prostu zostałem wezwany na dywanik do dyrektora Rafako i ten powiedział mi, że muszę przejść do Rymeru. Musiałem się temu poleceniu podporządkować.
Jak długo grał Pan w Rymerze?
- Trzy lata, a później otrzymałem propozycję beniaminka I ligi Ruchu Radzionków, z której oczywiście skorzystałem. Ściągnął mnie tam trener Andrzej Płatek. W kwietniu 1999 roku przejściowo zespół przejął jego asystent Jan Pietryga, a po kilku dniach Gotthard Kokott. Pietryga zaś został drugim trenerem. Zajęliśmy w tabeli 6 miejsce, chyba najwyższe w historii klubu. Niestety w Radzionkowie grałem tylko pół roku. Nie byłem podstawowym zawodnikiem, a tylko raz rozegrałem pełne spotkanie. Po otrzymaniu propozycji z już II-ligowego Włókniarza Kietrz, mimo oporów trenera Kokotta, który chciał mnie zatrzymać w Ruchu, zdecydowałem się z niej skorzystać z tego względu, iż to miasto leży bardzo blisko Wojnowic. Dlatego też nie zastanawiałem się długo.
Pamięta Pan swój debiut w ekstraklasie?
- Tak. W końcu lutego 1999 roku przegraliśmy w Łodzi z Widzewem, który został wicemistrzem Polski, 1:2 .
W tym czasie Włókniarz prowadził chyba Franciszek Krótki?
- Tak. Pracowałem z nim wcześniej w Rafako. Myślę, że ucieszył się z mojego przejścia. Po roku czasu drużynę przejął Marek Koniarek, a następnie Jan Zemlik. W sumie w Kietrzu grałem przez dwa lata.
Przed tym sezonem do Włókniarza Kietrz poszedł Sebastian Tomasiak, a w Radomsku pojawił się właśnie Pan. W jaki sposób doszło do tej wymiany?
- Szczerze mówiąc nie wiem jak do tego doszło. Można jednak powiedzieć, że była to transakcja wymienna, nie wiem czy bezgotówkowa. Do sezonu przygotowywałem się razem z Włókniarzem, byłem z tym klubem na obozie przygotowawczym, i byłem przekonany, że tam zostanę i nagle pojawiła się propozycja z Radomska. Prezesowi Włókniarza Marianowi Konopce bardzo do gustu przypadł Sebastian Tomasiak, dlatego też kluby szybko doszły między sobą do porozumienia. Mogę tylko powiedzieć, że mam podpisany kontrakt do końca tego sezonu.
Któremu z trenerów najwięcej Pan zawdzięcza?
- Każdemu trenerowi coś zawdzięczam, każdy mnie czegoś nauczył. Naprawdę z żadnym z trenerów nigdy nie miałem żadnych problemów. Każdy wpajał mi coś nowego. Dlatego też nie chciałbym w tym miejscu nikogo wyróżniać.
W Radzionkowie w I lidze rozegrał Pan tylko 12 spotkań. Spodziewał się Pan, że tutaj w Radomsku załapie się Pan do pierwszego składu?
- Byłem przygotowany do walki o awans do pierwszego składu. Nie przychodziłem tutaj z myślą bycia rezerwowym, ale przyszedłem do RKS Fameg około 10 dni przed rozpoczęciem sezonu i nie liczyłem na to, że wskoczę do pierwszej jedenastki.
Jak został Pan przyjęty przez kolegów i kibiców?
- Powiem tylko o atmosferze w drużynie, bo znam to z pierwszej ręki. Chłopcy przyjęli mnie naprawdę bardzo dobrze, ale aby jeszcze bardziej wkomponować się do zespołu muszę jeszcze więcej umiejętności pokazać na boisku. Wtedy to przyjęcie będzie zdecydowanie lepsze.
Ostatnie mecze RKS Fameg pokazały, że drużyna gra efektownie. Czy jednak start radomszczan w ekstraklasie mógł być bardziej efektywny?
- Naprawdę można było zdobyć zdecydowanie więcej punktów. Nie mówiąc już o samym początku rozgrywek, kiedy rzeczywiście byliśmy może przestraszeni tą I ligą. Nie mówię tu o wszystkich piłkarzach. Przecież w drużynie są rutyniarze tacy jak Mirosław Myśliński, Zdzisław Leszczyński, Bogdan Jóźwiak, czy Mirosław Kalita, ale grali oni w I lidze przed latami. Dlatego też na samym początku ciężko było wkomponować się w rozgrywki pierwszoligowe. Można powiedzieć, że w ubiegłym sezonie wszyscy byliśmy drugoligowcami tak więc potrzebowaliśmy troszeczkę czasu na to, żeby wkomponować się w układ gier pierwszoligowych. Dlatego też myślę, że obecnie jest zdecydowanie lepiej z samą grą. Stwarzamy sobie mnóstwo klarownych sytuacji, choć nie zawsze potrafimy je wykorzystać. Niestety tracimy takie trochę dziwne bramki dlatego też nie ma tylu punktów, ile mogłoby być.
Jakie są według Pana szanse na zachowanie I ligi w Radomsku?
- Nie grałbym w RKS Fameg, gdybym nie miał zdecydowanej pewności, że utrzymamy się w ekstraklasie. Naprawdę gram z tą myślą, że w przyszłym sezonie w Radomsku ponownie będzie I liga.
W trakcie swojej przygody z piłką trapiły Pana kontuzje?
- Dzięki Bogu, odpukać w niemalowane drewno, poważnej kontuzji nie miałem. Muszę powiedzieć, że nawet takich lekkich urazów również. Wiadomo zawsze na treningu, czy podczas meczu, ktoś cię kopnie, skręcisz nogę, boli cię w którymś miejscu, ale nigdy nie doszło do tego, że musiałem opuścić spotkanie, a nawet trening.
Ile czasu zamierza Pan bawić się jeszcze w ten sport?
- Będę grał dopóty dopóki będzie sprawiało mi to przyjemność. Jeśli będę podchodził do tego z przymusem to skończę natychmiast.
A czym zajmie się Pan później?
- W tym miejscu muszę się pochwalić, gdyż półtora miesiąca temu ukończyłem, przy katowickiej Akademii Wychowania Fizycznego u trenera Władysława Żmudy kurs instruktorski i mogę prowadzić zespoły juniorów, a seniorów do III ligi włącznie. Myślę, że w tym kierunku będę się dalej kształcił.
Czym zajmuje się Pan w wolnych chwilach?
- Najwięcej przyjemności sprawia mi zabawa z moim 2-letnim synem Mateuszem.
Rodzina Panu kibicuje?
- Tak. Żona razem z synem, jest moim stałym kibicem, chodzi na mecze, kibicuje, podtrzymuje mnie na duchu i jest moją największą podporą.
Gdzie Pan osiądzie po zakończeniu kariery?
- Dwa lata temu kupiłem mieszkanie w Wojnowicach koło Raciborza. Tam są moi rodzice i teściowie, zatem tam osiądę.
Wszyscy kibice podekscytowani są tym, że po 16 latach zakwalifikowaliśmy się do finałów mistrzostw świata. Spodziewał się Pan, że reprezentacja dokona tego już na dwie kolejki przed zakończeniem eliminacji?
- Wiele się zmieniło w samych strukturach PZPN-u. Widać, że do głosu doszli ludzie, którzy mają duże pojęcie o futbolu. Tacy jak choćby Michał Listkiewicz, Zbigniew Boniek, Henryk Apostel, czy Eugeniusz Kolator. Właśnie oni zrobili ruch, który bodajże przez 2 miesiące był krytykowany, powołując się na stanowisko selekcjonera Jerzego Engela. Okazało się, że mieli w stu procentach rację. Selekcjonerem nie musi być wybitny trener. Wystarczy, że potrafi wyselekcjonować grupę, która będzie tworzyła kolektyw. Będzie naprawdę walczyła o coś. Grupa, która jest głodna sukcesu i dostosowana jest charakterologicznie. To jest bardzo ważne. W reprezentacji nie powinno być żadnych kłótni, czy zawiści. To właśnie stworzył Engel, ale mógł tego dokonać dzięki tym ludziom, których wymieniłem wcześniej. Uważam, że ich zasługa jest nawet pięćdziesięcioprocentowa.
A jak ocenia Pan nasze szanse w mistrzostwach świata?
- Powiem tak jak trener Engel. Poczekajmy na losowanie grup. Wcześniej trudno cokolwiek wyrokować. Po losowaniu zobaczymy w jakiej grupie będziemy grać i z kim ewentualnie spotkamy się później. Dopiero wówczas będzie można powiedzieć więcej.
Rozmawiał Dariusz Kempski


Przegrali z sędzią
Ruch Chorzów - RKS Fameg 1:0 (1:0)
1:0 13 min. Śrutwa
RKS Fameg: Borkowski - Lewandowski, Prokop, Julcimar, Wódkiewicz - Leszczyński, Kalita, Jóźwiak (60 Folc), Dziuba (46 Trzeciak) - Kowalczyk (76 Pluta), Sypniewski. Trener P. Mandrysz.
Ruch: Matuszek - Surma, Fornalik, Masternak, Jikia - Woś (87 Bizacki), Gorawski (77 Jamróz), Wleciałowski, Szyndrowski (85 Duda), Śrutwa, Grzelak. Trener: B. Pietrzak.
Żółte kartki: Fornalik, Śrutwa, Gorawski (Ruch) i Leszczyński, Sypniewski (RKS).
Sędziował: M. Ryszka z Warszawy.
Widzów: 2500.

Był to mecz o dużym ciężarze gatunkowym, ponieważ oba zespoły zgromadziły na swym koncie tę samą ilość punktów, a zwycięstwo jednej z drużyn zwiększało szansę na zajęcie czwartej lokaty w grupie i tym samym awans do ósemki zespołów walczących wiosną o mistrzostwo Polski. Mający kompleks zespołu Radomska Ruch, który w trzech ostatnich potyczkach nie mógł pokonać piłkarzy RKS, to ważne spotkanie rozstrzygnął na swoją korzyść. Do utraty gola przeważali piłkarze RKS i jako pierwsi już w czwartej minucie gry przeprowadzili składną akcję zakończoną wprawdzie niecelnym strzałem głową Igora Sypniewskiego. Gospodarze odpowiedzieli trójkową akcją w środkowej strefie boiska, po której Damian Gorawski kapitalnie uderzył z pierwszej piłki, ale ładną obroną popisał się Borkowski. Więcej z gry mieli jednak w tym okresie radomszczanie, a szybki Radosław Kowalczyk sprawiał duże zagrożenie w polu karnym przeciwnika.
Pechowa okazała się jednak 13 minuta gry, kiedy w niegroźnej sytuacji w środku pola piłkę przejął Surma, który zdecydował się chyba na strzał z dystansu, mocno uderzył futbolówkę, która trafiła wysuniętego z przodu Śrutwę w głowę na tyle szczęśliwie, że piłka zmieniła lot i znalazła się w siatce RKS obok zdezorientowanego Borkowskiego. Tak więc po przypadkowym rykoszecie Ruch objął prowadzenie. Dwie minuty później kontrę wyprowadził RKS i Radosław Kowalczyk ograł już obrońców Ruchu w polu karnym i podał piłkę przeciwnikowi. W 28 minucie gospodarze stanęli przed szansą zdobycia drugiej bramki, ale po dośrodkowaniu Grzelaka z rzutu wolnego w pole karne nie sięgnął piłki Wleciałowski mając przed sobą pustą bramkę. Na minutę przed przerwą niefrasobliwe zachowanie obrońcy Ruchu wykorzystał Sypniewski, który wyłuskał piłkę obrońcy gospodarzy i kiedy składał się do strzału z ostrego kąta został sfaulowany przez bramkarza Matuszka, arbiter Ryszka nie dopatrzył się przewinienia bramkarza. W 45 minucie zamieszanie w polu karnym Ruchu i strzał Kowalczyka zablokowali obrońcy. Po przerwie bardzo słabo grającego Dziubę trener Mandrysz zastąpił Trzeciakiem. RKS grał ofensywnie i dążył do zmiany niekorzystnego rezultatu. Bramkarza Ruchu czterokrotnie próbował pokonać Igor Sypniewski, ale golkiper gospodarzy był tego dnia bardzo dobrze dysponowany i tylko jego postawie mogą zawdzięczać piłkarze Ruchu, że nie stracili gola. Najlepszą jednak okazję do zdobycia wyrównującej bramki zaprzepaścił Wódkiewicz, który otrzymał idealne dośrodkowanie z prawej strony boiska i z siedmiu metrów strzelił głową tuż obok słupka pustej bramki Ruchu. RKS do końcowego gwizdka atakował i nawet w końcowych minutach po kontuzji Lewandowskiego grając w osłabieniu po wyczerpaniu limitu zmian był bliski wyrównania.
W 90 minucie meczu, w ostatniej akcji ofensywnej RKS szarżujący bramkę Ruchu Sypniewski został nieprawidłowo zatrzymany w polu karnym, ale arbiter i tym razem nie dopatrzył się faulu i zakończył spotkanie. Pozostał niedosyt, ponieważ słabo grający zespół Ruchu odniósł cenne zwycięstwo, mając także sprzymierzeńca w arbitrze głównym spotkania, bowiem pan Ryszka z Warszawy dwukrotnie, jak pokazał materiał filmowy, nie zareagował na przewinienia piłkarzy Ruchu w polu karnym.
Następne spotkanie RKS Fameg rozegra w niedzielę 21 października (spotkanie przełożone z soboty 20 października) o godz. 14.30 w Radomsku z Legią Warszawa.
Jerzy Strzembosz

Walka o "czwórkę"
Po meczu z Ruchem Chorzów w pucharze ligi rozmawialiśmy z napastnikiem RKS Fameg Pawłem Sobczakiem.
Co może Pan powiedzieć na temat wygranej z Ruchem Chorzów w Pucharze Ligi?
- Kibice powinni być bardzo zadowoleni. Szczególnie w drugiej połowie to co koledzy pokazali świadczy o sporej klasie zespołu. Myślę, że w tej drużynie drzemią ogromne możliwości, gramy z meczu na mecz coraz lepiej, no i aby tak dalej. Mam nadzieję, że załapiemy się w pierwszej czwórce i już jesienią zapewnimy sobie utrzymanie w ekstraklasie.
To znaczy, że walczycie o pierwszą czwórkę?
- Jak najbardziej. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Wiadomo - przed rozpoczęciem sezonu nie mieliśmy takich aspiracji, ale jeśli pojawiła się taka szansa, to należy ją wykorzystać.
Pechowo zadebiutował Pan w naszej drużynie. W rewanżowym meczu z Polarem Wrocław w kilka minut zdobył Pan dwie bramki, jednak już po chwili złapał Pan kontuzję? Kiedy ponownie zobaczymy Pana na boisku?
- Jest mi ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Na dzień dzisiejszy noga mnie jeszcze troszeczkę boli. Nie chciałbym nic robić na siłę. Chciałbym ją wyleczyć do końca i dopiero wówczas wrócić na boisko. Naprawdę warto w Radomsku grać. Na mecze przychodzi wielu kibiców i właśnie dla nich warto grać. Chciałbym grać jak najszybciej, ale zdrowie jest najważniejsze.
Ale jeszcze w rundzie jesiennej chyba wybiegnie Pan na boisko?
- Mam nadzieję, że jeszcze jesienią zagram i pokażę się radomszczańskiej publiczności z jak najlepszej strony.
Rozmawiał Dariusz Kempski


Tylko punkt
RKS Fameg - Legia Warszawa 0:0
l RKS Fameg: Borkowski - lewandowski, Prokop, Julcimar, Wódkiewicz - Trzeciak (75 Dziuba), leszczyński, Kalita (88 Myśliński), Kowalczyk - Sypniewski, Folc (66 Sobczak).
Trener: Piotr Mandrysz.
l legia: Kowalewski - Szala, Gerasimowski, Omeljańczuk, Murawski - Piekarski (84 Majewski), Vuković (73 magiera), Wróblewski (46 Kiełbowicz) - Kucharski, Yahaya.
Trener: Dragomir Okuka.
Żółta kartka: Prokop (RKS).
Sędziował: A. Fijarczyk z Rzeszowa.
Widzów: ok. 5000.

Przed meczem trener RKS Piotr Mandrysz uczulił swój zespół, że w starciu z takim zespołem jak legia najpierw należy zabezpieczyć tyły i nie dopuścić do utraty gola, a w szybkich kontrach próbować zaskoczyć obrońców gości i bramkarza. Zadanie pierwsze udało się zrealizować, a gospodarze byli również bliscy pokonania bardzo dobrze broniącego Kowalewskiego.
Image
Mecz wywołał zrozumiałe zainteresowanie kibiców w Radomsku i na stadionie przy ulicy Brzeźnickiej był niemal komplet widzów, którzy po meczu opuszczali stadion usatysfakcjonowani bardzo dobra grą obu zespołów, gdyż nie brakowało strzałów i podbramkowych sytuacji, a także ambitnej walki w środkowej strefie boiska.
Image
Zawiedzeni byli tylko ci zawodnicy RKS, którym nie udało się pokonać świetnie i zarazem szczęśliwie broniącego Kowalewskiego. lepiej mecz rozpoczęli radomszczanie. Już w 4. minucie Sypniewski wyłuskał piłkę obrońcom i strzelił celnie, ale zbyt lekko. W rewanżu Yahaya strzelił zza linii pola karnego niecelnie. W 12. minucie lewandowski po dośrodkowaniu z rzutu rożnego silnie strzelił na bramkę gości, a dobrze ustawiony bramkarz świetnie interweniował. Kilka minut później w polu karnym w dogodnej sytuacji bramkowej znalazł się Sypniewski, ale chyba zbyt wcześnie zdecydował się na strzał ponad bramką. legia również mogła zdobyć gola. Dobrą akcję ofensywną przeprowadzili Kucharski z Szalą, jednak ten drugi przegrał pojedynek z bramkarzem RKS. W 22. minucie gry ponownie lewandowski sprawił kłopot Kowalewskiemu, ale faktyczną formę golkipera legii sprawdził przed przerwą Kalita, który silnie strzelił z woleja z 20 metrów pod poprzeczkę, jednak i tym razem bramkarz nie dał się zaskoczyć. Tuż przed przerwą kapitalną akcją indywidualną popisał się Sypniewski, który wręcz ośmieszył trzech obrońców gości i strzelił z woleja minimalnie niecelnie.
Po przerwie pierwsi mogli zdobyć gola warszawianie. W 58. minucie Kucharski zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału, a dobitkę Vukovicia zablokowali obrońcy RKS. Po długiej przerwie spowodowanej kontuzją w 66. minucie na boisku pojawił się Paweł Sobczak i od tego momentu akcje gospodarzy nabrały tempa. W 68. minucie znów dał znać o sobie Mirosław Kalita, który kapitalnie strzelił z woleja z ponad 20 metrów; piłka jeszcze skozłowała tuż przed linią bramkową, lecz Kowalewski zdołał wybić futbolówkę końcami palców na rzut rożny. Dwie minuty później ponownie Kalita wygrał pojedynek z Piekarskim i zdecydował się na uderzenie z 30 metrów, ale dobrze ustawiony Kowalewski i tym razem nie dał się zaskoczyć. Golkiper legii chwilę później obronił także płaski strzał z dystansu Sypniewskiego. Na kilka minut przed końcem goście odzyskali inicjatywę, ale Yahaya z kilku metrów strzelił w Borkowskiego. Wprowadzony później do gry Magiera z dalszej odległości również nie zaskoczył Borkowskiego. Jeszcze Kucharski strzelił w boczną siatkę, a ostatnie słowo należało do radomszczan. Na dwie minuty przed zakończeniem spotkania składną akcję ofensywną przeprowadzili leszczyński z Sobczakiem, po której piłkę otrzymał Sypniewski. napastnik RKS strzelił bardzo chytrze przy słupku, ale i tym razem Kowalewski zdołał wybić piłkę na róg. Było to bardzo dobre spotkanie, a do szczęścia gospodarzom zabrakło bramki, na którą cały zespół w pełni zasłużył. Przeszkodą nie do pokonania w tym meczu był niewątpliwie bohater zespołu gości, bramkarz Kowalewski.
Image
Image
następne spotkanie RKS rozegra w sobotę 27 października o godz. 17.00 we Wronkach z Amiką. Z legią przyjdzie walczyć jeszcze raz w 1/8 Pucharu Polski 10 listopada o godz. 13.30 w Radomsku. Ostatni mecz mistrzowski RKS rozegra w Radomsku 4 listopada (niedziela) o godz. 13.30 ze Śląskiem Wrocław.
Jerzy Strzembosz
Image


Igor Sypniewski, mimo wielu okazji, nie pokonał bramkarza legii.
Image


Po meczu z legią powiedzieli...
lDragomir Okuka
trener legii Warszawa
- Po bardzo dobrym występie z Valencią w Pucharze UEFA wiedziałem, że dzisiaj czekać nas będzie trudny pojedynek, gdyż Radomsko walczy jeszcze o zakwalifikowanie się do pierwszej czwórki. Spotkanie stało na wysokim poziomie, nie brakowało sytuacji do zdobycia bramki z obu stron. Uważam, że w pierwszej połowie mój zespół zagrał znacznie lepiej niż w drugiej. W dzisiejszym meczu nie wystąpił Bartosz Karwan, który w czwartek w spotkaniu z Valencią doznał lekkiej kontuzji, ale prawdopodobnie w następnym pojedynku ze Stomilem Olsztyn będzie już mógł wystąpić. Mimo wszystko uważam dzisiejszy wynik za sprawiedliwy.
l Piotr Mandrysz
trener RKS Fameg
- Rozegraliśmy dzisiaj bardzo dobre spotkanie. Z wyjątkiem kilku sytuacji mój zespół zrealizował wszystkie założenia taktyczne w stu procentach, a najważniejszym założeniem było przede wszystkim nie stracić bramki. i to nam się udało. Niestety, nie udało nam się strzelić żadnej bramki, a ku temu sytuacji nam nie brakowało. Żałuję, gdyż z przebiegu gry zasłużyliśmy przynajmniej na jednego gola. W drugiej połowie w zderzeniu z jednym z piłkarzy legii ucierpiał Jacek Trzeciak, więc za niego wpuściłem na boisko Andrzeja Dziubę. Nie jest to jednak groźny uraz i w następnym spotkaniu z Amiką we Wronkach Trzeciak powinien być gotowy do gry.
l Maciej Wagner
kibic RKS Fameg
- Dzisiejsze spotkanie stało na bardzo wysokim poziomie. To właśnie nasz zespół był stroną przeważającą. Szkoda, że nie udało nam się wykorzystać żadnej sytuacji, a takich nie brakowało. Bardzo starał się szczególnie Igor Sypniewski, ale według mnie grał zbyt indywidualnie. Niezbyt dobrze wypadł inny napastnik, Marcin Folc, który w drugiej odsłonie został zmieniony przez Pawła Sobczaka. Z kolei ten ostatni praktycznie nic nie pokazał, nie zagroził bramce Kowalewskiego ani razu. Trzeba jednak przyznać, iż kilka razy, szczególnie w drugiej połowie, legia też zagroziła naszej bramce. Szkoda, że nie udało nam się strzelić żadnego gola, bo przez to praktycznie straciliśmy już szanse na zakwalifikowanie się do grupy mistrzowskiej. Musimy jednak w dwóch ostatnich meczach zdobyć jak najwięcej punktów, aby w rozpoczynającej się rundzie wiosennej już w listopadzie nie być na straconej pozycji.
Notował Dariusz Kempski

Rozmowa z napastnikiem RKS Fameg - Pawłem Sobczakiem
Nie jesteśmy kopciuszkiem
Czy piłka nożna to dyscyplina sportu, którą wybrałeś od razu?
- Zdecydowanie postawiłem na futbol z tego względu, że mój tata amatorsko uprawiał tę dyscyplinę. Zawsze ciągnęło mnie do piłki, choć czasami lubię pograć w koszykówkę.
Jakie były początki Twojej kariery?
- Zaczynałem grać w piłkę jeszcze w szkole podstawowej, około 1989 r. pod okiem trenera Janusza Mikołajczyka. Przy szkole znajdowała się szkółka piłkarska, świętej pamięci Stanisława Tymowicza, pod patronatem Stoczniowca Płock. Następnie z tego małego klubu przeprowadziłem się do Płocka, gdzie grałem 3 lata w Petrochemii.
Kto w tym czasie prowadził zespół?
- W sezonie 1996/1997 pod okiem leszka Harabasza z pierwszego miejsca w tabeli grupy drugiej II ligi wywalczyliśmy awans do ekstraklasy. W 28 spotkaniach strzeliłem 3 bramki. Niestety w następnym sezonie spadliśmy do II ligi. Prowadził nas wówczas Bogusław Kaczmarek, a w dwóch ostatnich meczach Tadeusz Prosowski. W sezonie 1998/1999 ponownie wywalczyliśmy awans do I ligi. Petrochemię w tym czasie trenowali Jerzy Masztaler, Szczepan Targowski i Jerzy Kasalik. Tym razem w 25 spotkaniach udało mi się 7 razy trafić do siatki.
Pamiętasz swój debiut w ekstraklasie?
- Tak. Graliśmy u siebie z Rakowem Częstochowa. Niestety przegraliśmy 1:0, a w drugiej połowie zmienił mnie znany również z występów w Radomsku, Marek Jakóbczak.
Jak potoczyła się Twoja dalsza kariera?
- Po 3-letniej przygodzie w Petrochemii przeprowadziłem się do Austrii Wiedeń, gdzie spędziłem półtora roku, a potem pół roku w Serie B we włoskiej Genui. W Austrii, podobnie jak we Włoszech, początki miałem dobre. Trenerzy na mnie stawiali, jeszcze jakoś sobie radziłem. Potem pojawił się problem - w kadrze zespołu mogło być tylko pięciu obcokrajowców, a nas było w Austrii Wiedeń aż dwunastu. Ktoś musiał paść ofiarą i właśnie m.in. padło moje nazwisko. Dostałem swoją szansę we Włoszech. Trafiłem na czas niezdrowej atmosfery dla tego klubu - w ciągu miesiąca zmieniło się tam czterech trenerów. Pierwszy z nich, który właśnie ściągnął mnie do klubu dał mi szansę. Zagrałem pierwsze trzy spotkania, nie w pełnym wymiarze czasowym, ale grałem. Niestety, szybko zmieniali się trenerzy, którzy woleli stawiać na swoich rodaków.
Jeszcze gdy byłeś piłkarzem Petrochemii rozegrałeś 31 spotkań w reprezentacji olimpijskiej Sydney 2000. Pamiętasz swój debiut w reprezentacji?
- Tak. Pod koniec lutego 1996 roku bezbramkowo zremisowaliśmy na wyjeździe z Włochami. Na drugą połowę wszedłem za Adama Najewskiego z Warty Poznań. Reprezentację prowadził jeszcze Andrzej Zamilski, potem Paweł Janas. Bardzo mile wspominam ten okres. Praktycznie przez 4 lata spotykaliśmy się z kolegami. Szkoda straconej szansy, bo była niesamowita okazja jechać na olimpiadę do Sydney. Zaprzepaściliśmy to w ostatnim dwumeczu z Turkami. U siebie wygraliśmy 2:1, a na wyjeździe przegraliśmy 1:0.
W jaki sposób z Włoch trafiłeś do Radomska?
- Po tym okresie gry chciałem odbudować swoją formę, wrócić do gry. Mój menedżer zaproponował mi grę właśnie w Radomsku, gdzie mógłbym dojść do swojej formy, a później ewentualnie znaleźć sobie jakiś klub za granicą. Przystałem na te warunki tym bardziej, że z wiceprezesem RKS Fameg, Tadeuszem Dąbrowskim w pięć minut doszliśmy do porozumienia.
Do kiedy masz podpisany kontrakt?
- Umowę podpisaliśmy do 30 grudnia 2001 roku. W meczu z Polarem Wrocław przytrafiła mi się ta nieszczęsna kontuzja, ciężko cokolwiek powiedzieć czy przedłużymy kontrakt. Na razie jeszcze nie gram. Chciałbym jak najszybciej, przede wszystkim, wrócić na boisko. Być może zostanę tu do końca tego sezonu, ale na razie nic konkretnego nie mogę powiedzieć.
Czy wcześniej miałeś poważniejsze urazy?
- Nigdy nie byłem poważnie kontuzjowany. Miałem złamany nos, ale to jest taki uraz, z którym każdy zawodnik powinien sobie poradzić, to nie kontuzja typowo piłkarska.
Jak przyjęli Cię koledzy w drużynie?
- W drużynie jest bardzo fajna atmosfera. Myślę, że nie miałem żadnych problemów z aklimatyzowaniem się w Radomsku, co zresztą mogą potwierdzić koledzy. Na pewno atmosfera się jeszcze polepszyła po wygranych meczach i oby tak dalej. Naprawdę cieszę się z tego, że tutaj trafiłem. Jedynym minusem jest ta przykra kontuzja.
A w meczu z Polarem jakiej kontuzji doznałeś?
- Miałem naderwane wiązadło piszczelowe w prawej nodze. Na szczęście tylko naderwane.
W Pucharze ligi trafiliśmy na Pogoń Szczecin, zaś w Pucharze Polski na legię Warszawa, a więc na bardzo wymagających przeciwników. Jakie są według Ciebie szanse na wyeliminowanie tych rywali?
- Myślę, że te zespoły zdecydowanie są do przejścia. Z warszawską legią gramy u siebie. Przyjdą na mecz kibice, którzy nam pomogą. Mamy ambitny zespół. W Grodzisku Wielkopolskim w meczu z Groclinem Dyskobolią z góry byliśmy skazani na porażkę, a udowodniliśmy, że nie jesteśmy wcale takim kopciuszkiem i możemy tutaj jeszcze sporo namieszać. Dlaczego nie w Pucharze ligi czy w Pucharze Polski? Na pewno nic nie odpuszczamy i chcemy zajść jak najdalej.
Myślałeś o grze w reprezentacji Polski seniorów po powrocie do pełnej sprawności?
- Na pewno. Marzeniem każdego zawodnika jest, i skłamałbym mówiąc, że o tym nie myślałem, gra w reprezentacji. Najważniejszy jest dla mnie w tej chwili powrót do zdrowia i wówczas udowodnienie czy stać mnie czy też nie na załapanie się do kadry. Wtedy będę mógł sobie zadać to pytanie. Wiadomo, marzeniem każdego piłkarza jest dostanie szansy w pierwszej reprezentacji. Myślę, że teraz wielki krok ku temu poczynił Igor Sypniewski. Życzę mu tego z całego serca. Myślę, że na to zasługuje i powinien pojechać z reprezentacją na mistrzostwa świata. Jeśli będzie grał tak dalej, to myślę, że ma szansę.
A jak oceniasz szanse naszej reprezentacji na mistrzostwach świata, które po raz pierwszy zostaną rozegrane w Azji?
- Powtórzę tu słowa trenera Jerzego Engela. Poczekajmy na losowanie. Zobaczymy co będzie dalej, bo nie wiadomo z kim będziemy grać w grupie, ale myślę, że możemy tam sporo namieszać. Skoro wyszliśmy z grupy z pierwszego miejsca i pokonaliśmy wyżej od nas notowane reprezentacje Norwegii i Ukrainy, to dlaczego nie możemy namieszać na mistrzostwach świata.
Młodzieżówka, z Marcinem Nowakiem w składzie, w listopadzie zmierzy się w półfinale piłkarskich mistrzostw Europy z Włochami, których prowadzi słynny Claudio Gentile. Jakie są według Ciebie szanse na przejście Włochów?
- Polaków czeka na pewno bardzo trudny dwumecz. Chłopaki nie stoją na straconej pozycji. Ciężko cokolwiek powiedzieć w tym temacie, ale nasi piłkarze nie są bez szans i życzę im, aby przeszli Włochów. Osobiście chciałem, abyśmy wylosowali Turków i udowodnili, że mamy lepszą młodzież. Dlatego że dwa lata temu Turcy właśnie nas wyeliminowali, ale trafili na Włochów. Myślę, że trafili na najgorszego rywala, którego mogli wylosować, ale czas pokaże. Może chłopakom uda się uporać z Włochami.
Rozmawiał Dariusz Kempski

Paweł Sobczak (w środku) urodził się 29 czerwca 1978 roku w Płocku. W polskiej ekstraklasie rozegrał 33 spotkania, w których zdobył 5 bramek. Przed kilkoma laty wystąpił 31 razy w olimpijskiej reprezentacji Polski. W tych spotkaniach uzyskał 8 goli.

_________________
Image


Góra
 Profil  
 
 Temat postu:
PostWysłany: Wtorek, 1 Maj 2007, 11:42 
Offline
Master of Typer 2008,2010
Awatar użytkownika

Rejestracja: Piątek, 15 Paź 2004, 23:29
Posty: 1849
Miejscowość: BEZprzynależności
Troche pierwszoligowej historii, teraz wspomnienia zostały.

1 kolejka RKS Radomsko - Pogoń Szczecin 0;3 (Debiut RKS w 1lidze)
:cry:
http://tinypic.com/view.php?pic=5yrizjt
Image

2 kolejka Stomil Olsztyn - RKS Radomsko 0;0 (Pierwsze punkty RKS w 1 lidze) :cry:
http://tinypic.com/view.php?pic=664x16x
Image

tabela:
Image


3 kolejka RKS Radomsko - Ruch Chorzów 1;0 (pierwsze 3punkty RKS W 1lidze) :cry:
http://tinypic.com/view.php?pic=5xpuyyq
Image

Legia Warszawa - RKS Radomsko 2;1 ( Pierwszy mecz RKS na Łazienkowskiej )
http://tinypic.com/view.php?pic=53gntaq
Image


Śląsk Wrocław - RKS Radomsko 1;2
http://tinypic.com/view.php?pic=4xptjqx
Image

RKS Radomsko - Widzew Łódź 1;0 (Jedyne derby regionu łódzkiego w 1 lidze)
http://tinypic.com/view.php?pic=6ahf0cm
Image

_________________
cham, prostak, egoista - różnie mawiają, odpalam race i umiem zwinąć język w rurkę... tylko piję, przeklinam i się ciągle opierdalam !!!


Góra
 Profil  
 
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 186 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1 ... 15, 16, 17, 18, 19

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 4 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum

Szukaj:
Skocz do:  
cron
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group